Volbeat

Beyond Hell/Above Heaven

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Volbeat
Recenzje
2011-04-06
Volbeat  - Beyond Hell/Above Heaven Volbeat  - Beyond Hell/Above Heaven
Nasza ocena:
9 /10

Na przestrzeni ostatnich lat na temat Volbeat powiedziane zostało chyba wszystko. Nieważne czy wypowiadano się negatywnie czy pozytywnie w jednej opinii wszyscy byli zgodni. Duńczycy to jedna z najbardziej nowatorskich metalowych kapel ostatnich lat.

Jednakowoż przedostatnią płytą "Guitar Gangsters and Cadillcac Blood" zaciągnęli wśród fanów pewien kredyt zaufania, album tamten mówiąc oględnie nie zachwycił. Z "Beyond Hell/Above Heaven" wszystko powraca jednak na swoje miejsce, a Volbeat kredyt rzeczony spłaca z nawiązką. Elvis Metal jeszcze nigdy nie miał się tak dobrze jak w 2010 roku!

Wiadomo, siłą napędową Volbeat jest charyzmatyczny wokalista Michael Poulsen. Jego niesamowita barwa głosu łącząca w jedno Johhny'ego Casha, Elvisa Presleya i Jamesa Hetfielda to ogólnoświatowy metalowy skarb numer jeden. Jednak sam wokal to nie wszystko, za frontmanem stać musi zespół z krwi i kości tworzący świadome dźwięki na wysokim poziomie. Ach, pamiętam to zaskoczenie gdy pojawił się w moich głośnikach debiut Duńczyków, czyli "The Strength/The Sound/The Songs". Wszystko brzmiało tam jak należy, a przy tym dając od siebie wiele więcej. Kryteria, o których wspomniałem powyżej, na wysokooktanowy debiut zostały spełnione z nawiązką. Słusznie zauważono wówczas w jednym z metalowych periodyków, iż debiut Volbeat brzmiał tak, jak powinien zabrzmieć album "Load" wiadomo kogo.

Dużo południowych klimatów, rock'n'rollowego luzu, parę inspiracji country i dużo ukłonów w stronę amerykańskiej klasyki rocka i to nie tej najnowszej. Na "Rock The Rebel/Metal The Devil" dorzucono trochę więcej metalu spod znaku śmieci z literką h po t i twórczość Volbeat nabrała nowych kolorków. Wszystko jednak lekko zamazało się na przedostatniej płycie Duńczyków, za szybko zarejestrowanej, a co za tym idzie z wtórnymi pomysłami. Panowie poszli jednak po rozum do głowy, odczekali aż ich nowe idee na utwory okrzepną, i oto mamy "Beyond Hell/Above Hell". Płytę ze wszech miar znakomitą!

"Beyond Hell/Above Heaven" to album z gatunku tych, które lubię najbardziej. Z jednej strony zróżnicowany, z drugiej natomiast bardzo spójny, z jasną wizją na granie. Niby mamy na nowej płycie Duńczyków ten sam Volbeat, do którego przywykliśmy, muzykę, którą z przymróżeniem oka niektórzy nazywają Elvis Metalem. Ale Volbeat nigdy chyba jeszcze w swej karierze nie wydał albumu tak pełnego. Znów jak na "Rock The Rebel/Metal The Devil" mamy trochę więcej dołożonych drewek do metalowego pieca, co udowadnia chociażby otwieracz albumu czyli "The Mirror and The Ripper". Utwór ten zaczyna się pięknym riffem i przeradza się w typowy kawałek Volbeat łączący łojenie z duchem rock'n'rolla. Tych mocniejszych kompozycji będzie jeszcze sporo, np. masywny i rozpędzony "Who They Are", ciężki jak diabli "Evelyn" czy mój absolutny faworyt "A Warrior's Call" w duchu "Battle Hymns" Manowar (no chyba, że tylko ja mam takie chore skojarzenie;).

Jednak nie samym metalem człowiek żyje rzec można i bez kilku innych utworów "Beyond Hell/Above Heaven" nie byłoby tak dobrym albumem. Otóż chodzi o równowagę, środek ciężkości i chwilę oddechu. A tego dostarczają kompozycje, które oddają pokłon innym muzycznym inspiracjom Duńczyków. "7 Shots" zaczyna się niemal jak "Ghost Riders in the Sky" Johnny'ego Casha i przeradza się w bardziej rockowy hołd dla twórczości tego pana. "16 Dollars" śmiało mógłby być wielkim, zapomnianym przebojem Elvisa Presleya, jak Boga nie kocham! W "Being 1" mamy momenty gitary akustycznej, które są country w czystej postaci.

I oto chodzi, bo mimo sporego niekiedy stylistycznego rozrzutu wszystko brzmi jak Volbeat i brzmi cholernie dobrze i miodnie. Bo tak moi mili, czuć, że granie tej muzyki sprawia kapeli ogromną radość, bawią się tym co robią, nic na siłę. I ta radość udziela się słuchaczom. Najlepsza jednak rekomendacją dla tej płyty jest to, iż moja kobieta, która z metalem ma tyle wspólnego co Michał Wiśniewski z pieniędzmi po wyjściu z kasyna, co rusz prosi mnie, żebym znów puścił tą płytę, na której "ten pan tak ładnie śpiewa". Brilliant!

Grzegorz Żurek