With Friends from the Orchestra
Gatunek: Rock i punk
Flirty rocka z muzyką symfoniczną nie robią już chyba na nikim wrażenia oryginalnością. Jedne zespoły aranżują takie kooperacje z pompą, na całą orkiestrę, inne bardziej budżetowo i minimalistycznie, przy asyście zaledwie paru skrzypiec.
Marillion do przedsięwzięcia zaprosili kilku „przyjaciół z orkiestry”: skrzypce, kontrabas, flet i waltornię, czyli praktycznie ten sam zestaw (jak i skład), który asystował zespołowi w 2017 roku na koncercie w Royal Albert Hall, wydanym później jako „All One Tonight”. Wcześniej na albumie „F.E.A.R.” gościnnie pojawił się kwartet smyków. Można więc powiedzieć, że Hoghart i jego świta mają doświadczenie w tej materii. Sięgnęli więc po kilka mniej lub bardziej znaczących dla historii grupy numerów i postanowili je podretuszować z pomocą orkiestry.
O ile jednak chociażby „The Space” na wspomnianym „All One Tonight” dzięki takiemu zabiegowi nabrało pompy, to odnoszę wrażenie, że na „With Friends from the Orchestra” orkiestrowe partie to zaledwie wykańczające całość muśnięcia pędzla, tylko że w istocie zupełnie niepotrzebne, bo w oryginalne aranżacje wnoszące niewiele. Trochę sztuka dla sztuki. Zresztą od oryginałów utwory różnią w naprawdę niewielkim stopniu, więc raczej nikt tu nie rozpisywał na nowo piosenek, a po prostu w kilku punktach dodał orkiestracje.
To co najlepsze w poszczególnych kawałkach wciąż jest najlepsze dzięki Marillion, a dodatkowi instrumentaliści zazwyczaj gospodarują drugi plan, bądź partie wcześniej kolorowane klawiszowymi pasażami, po prostu powtarzają to co w wersjach studyjnych ale żywymi instrumentami. Bodaj tylko we wstępie „Estonii” rzeczywiście robi się orkiestrowo, „The Hollow Man” zdelikatniało, w „Seasons End” pojawiają się niezłe partie gitary, a jedynym utworem, który na tej składance zdecydowanie wygrał jest „The Sky Above The Rain” – uszlachetniony, z pięknie wyciągniętą na pierwszy plan solówką Steve Rothery’ego w drugiej części utworu.
Sporo niedosytu pozostawiają kolosy: „This Strange Engine” oraz „Ocean Cloud”, które mają potężny potencjał na rozpisanie na orkiestrę, tymczasem tu smyki zaledwie dodają kilka mało istotnych kolorów. Choć obecność w setliście „Ocean Cloud” i tak cieszy, bo pierwotnie ten fantastyczny, w mojej opinii jeden z najlepszych w historii Marillion utworów ukazał się na dwupłytowej edycji „Marbles”, pomijała go edycja standardowa. Tu go przypomniano – i dobrze.
„With Friends from the Orchestra” pozostawia niedosyt, by nie powiedzieć, że nieco rozczarowuje. Wkład orkiestry jest zbyt mały, by mówić tu o jakichś znaczących zmianach względem oryginałów. Można było tę muzykę rzeczywiście ubogacić potężnym brzmieniem, tymczasem zaledwie ją podretuszowano mało istotnymi partiami. Choć albumu słucha się przyjemnie, jak to zazwyczaj kolejnych krążków od Marillion, to można było oczekiwać dużo więcej.