Dobrze ro(c/k)ująca ekipa z Pszczyny właśnie wydała swój debiutancki, delikatnie ponad półgodzinny krążek „Menda 2.0” i wszyscy którzy lubią jak jest gitarowo, trochę garażowo i po polsku, powinni śmiało się nim zainteresować.
Na płycie panuje nihilistyczna, depresyjna, ponura atmosfera, trochę podobna do grunge'owych zespołów z Seattle z lat 80', ale odpowiednio dopasowana do XXI wiecznych problemów - nie ma więc heroinowego brudu i ulicznej nędzy, ale ściek współczesności. Gdy Robal śpiewa o gościu siedzącym całymi dniami na społecznościówkach ("Nie robię nic / Nie chcę / Siedzę na fejsie / Masz prześliczne zdjęcie"), aż czuć zapach kwaśnego potu w obskurnym pokoiku i obecność kogoś nie do końca dostosowanego do życia w społeczeństwie. Gdzie indziej daje prztyczka w nos hejterom („Niczym”), a w korespondujących ze sobą „Pożeraczu” i „Pawie” przedstawia dwa spojrzenia na poddanie – w jednym z nich podmiot liryczny jest uległy („Patrz idzie pan / Upadnij na twarz”) by w drugim wygłosić kredo: „Nie chodzę przy nodze / Nie podaję łapy”. Na tym tle wyróżnia się bonusowy „Tam w Raciborzu koło kościoła”, czyli emocjonalna opowieść o powstańcu czekającym na ścięcie – utwór został nagrany by uczcić stulecie I powstania śląskiego.
Zespół sięga po grunge, metalową alternatywę, ale i melodyjny, alternatywny rock. To za sprawą plastycznego wokalu Robala, który dobrze radzi sobie zarówno w metalowym wrzasku, czystym, nieomal radiowym śpiewie, jak i estetyce hard rockowej. Insekt to zresztą zespól bardzo pomysłowy, co słychać chociażby w partiach instrumentalnych takich numerów jak "Coraz bliżej", "Nie lubię", „Paw” czy "Menda", ale też w interesującym użyciu pauzy w otwierającym krążek "Pożeraczu". Środek ciężkości kawałków często zmienia się z masywnych riffów na promieniste i spokojne fragmenty.
Gitary serwują dużo dobroci, nierzadko łamią się w duchu progresywnym i uderzają mielącymi, sludgeowymi ciosami, by zaraz zacząć budować przestrzenie jak w alternatywno rockowych stadionówkach. Brakuje trochę solówek, ale nadrabiają złożone riffy i wielowątkowe instrumentalnie kompozycje. Warto też zwrócić uwagę na pięknie szyjący bas, grający naprawdę nisko, odpowiednio przykurzony na grunge'owo. Niezłe wrażenie robi też garażowa perkusja w „Pożeraczu” mozolnie ciągnąca utwór do przodu, a w „Nie lubię” popisując się melodyjnymi kotłami.
To debiut, więc nie ma jeszcze rasowej, światowej produkcji, ale sam materiał mocno wybija się wśród kapel startujących na muzycznym rynku. Insekt to może być porządna firma na polskim poletku rockowego grania.