W swojej kategorii olsztyński Afromental to zespół bezkonkurencyjny. Takie utwory jak "Pray 4 Love", czy "It's my life" to numery gotowe na podbój list przebojów zachodnich rozgłośni radiowych, oczywiście przy odpowiedniej promocji, której polski przemysł muzyczny niestety nie był w stanie sprostać.
Słuchacz sam w duchu powinien ocenić jak zapatruje się na najświeższe poczynania Afromental, bowiem zespół już na poprzednim „Mental House” (2014) wychylał się ze swojej strefy komfortu i poszukiwał nowych, znacznie czupurniejszych brzmień. Po odejściu ze składu Wojciecha Łozowskiego w 2018 roku Afromental najwyraźniej zdecydowali, że mogą wprawdzie wiele stracić, ale innego wyjścia nie ma i trzeba szukać świeżych rozwiązań. Co ciekawe wybrali stylistykę rockową, na dodatek w całości po polsku, niemal zupełnie swój najnowszy materiał z krążka "5" wyplewiając z tak niegdyś prymarnych wpływów hip-hopu, R&B, funku czy soulu. Krok odważny, ale chyba głębiej przemyślany, bo w przeciwieństwie do Łoza, Tomasz Lach, który pozostał za mikrofonem w pojedynkę, ma głos znacznie pieprzniejszy, niegrzeczny, nie tak ułożony, czysty i delikatny. To gardło surowe i charakterystyczne, dla wielu może aż nazbyt zmanierowane i wyegzaltowane, choć w mojej opinii wcale nie tak nieznośne jak niektórzy mówią. A może wręcz stanowiące o sile i kolorycie nowego kompaktu. Na pewno nadające się do rockowej estetyki.
Oczywiście Afromental nie strzelili sobie finansowo w kolano i nie zanurzyli się w tej agresywnej, mocniej niezależnej odmianie rockowej zawieruchy. W większości postawili na bezpieczniejszy i stonowany rock radiowy, z wyraźnymi wpływami polskich rockowych brzmień lat 90 w stylu IRY („Odpowiedź”, „Skamieniali”), ale znalazło się też kilka kawałków nieco cięższego kalibru: między innymi hymniczny, zbuntowany „Kłam”, napędzany bluesową zagrywką „Wściekłe psy” czy czerpiący ze sceny funk metalowej w duchu Rage Again The Machine „Pasażer”. Jest też ckliwa ballada rodem z płyt Piaska („Na pół”), motoryczny rock „Gra” z chwytliwym, pieprznym refrenem, „Korzenie”, które praktycznie jako jedyne sięgają po stylistykę rapu czy delikatna zabawa z elektroniką w „Odłamkach”.
I przy pierwszym odsłuchu można powiedzieć, że jak na rock z radiowym zabarwieniem Afromental grają całkiem sprawnie, tym bardziej, że dopiero w tej stylistyce zaczynają. I w istocie nie jest to płyta, która mogłaby urazić czyjeś poczucie estetyki. No chyba, że tych wyjątkowo przewrażliwionych czepialskich, co to głoszą, że muzyki już nie ma, ale słuchają jej tylko z radia. Pamiętajmy jednak, że jest 2019, rok w którym Łukasz Drapała wraz z Chevy wydali „Potwory”, czyli krążek startujący w tej samej lidze co „5” Afromentalu, a jednocześnie który praktycznie na każdym polu „5” deklasuje. Choćby tekstowo, bo kilka zabawnych banalików Afromental serwuje, czy pod względem aranżacji, gdzie na „Potworach” drugi plan jest niesłychanie dobrze zagospodarowany, tymczasem na „5” bywa raczej ubogo. No i linie melodyczne Drapały są chwytliwsze, choć Tomasz Lach też ma swoje momenty.
„5” to całkiem w porządku płyta dla tych, którzy znają rock z radia i innego nie potrzebują. Sprawnie zagrana, dobrze wyprodukowana, z kilkoma niezłymi momentami. Poza tym Afromental opuścili na niej znane wody i postanowili poszukać muzycznych inspiracji gdzie indziej, a do tego potrzeba było odwagi.