Słuchając „Miłości w dobie hejtu”, czyli trzeciego studyjnego albumu zespołu Cipiersi, nieustannie nasuwało mi się jedno skojarzenie – jest to muzyka dla tych, którzy pokochali Myslovitz, przede wszystkim ten z lat 1997-2002.
Ktoś zaraz może krzyknąć, że bardzo się mylę, bo zespół Piotra Kordka Orbana zdążył zagrać pięciokrotnie na Festiwalu Muzyki Rockowej w Jarocinie (w latach 1988-92), zaistnieć w Rozgłośni Harcerskiej i wydać kasetę „Chore miejsce” nim Artur Rojek powołał Myslovitz. Prawdą jest, że historia Cipiersi sięga roku 1987, ale powiedzmy sobie też, że wtenczas zespół z Nowej Rudy brzmiał zupełnie inaczej, choć tu posiłkować możemy się jedynie lichej jakości nagraniami z Jarocina właśnie, które po wcale nie tak krótkich poszukiwaniach można wyłowić w nieprzebranych czeluściach Internetu. Kapela zresztą rozwiązała się w styczniu 1993 roku, czyli jeszcze przed pierwszym koncertem Myslovitz i dopiero po 20 latach, w styczniu 2013 wróciła na scenę, by wpierw zaprezentować materiał „Reactor” (2014) i wreszcie „Miłość w dobie hejtu”.
Cipiersi prócz wspomnianych już brzmieniowych analogii do Myslovitz (chociażby w numerach „Dom z kart”, „Masztocoś”, „Stan” czy „Wiatr”), sięgają również po inne polskie rockowe inspiracje lat '90 – między innymi Hey (hymniczny „Każdy dzień”) czy T.Love (retrospektywny „Ruda miłość ma”). Do tego dochodzą inklinacje z psychodelicznymi brzmieniami końca lat '60 („Homo Sapiens Omnibus” napędza acidowy riff rodem z „In-A-Gadda-Da-Vida” Iron Butterfly) czy zabawy estetyką surfową jak bez mała The Shadows („Nafochana”). Niebezpodstawne wydają się również porównania choćby do The Kinks i The Who lat '60, bo Cipiersi rzeczywiście mają w brzmieniu coś z początków „brytyjskiej inwazji”. Jednak w całej swojej rozciągłości Cipiersi to rockowa alternatywa z bardzo charakterystycznymi dla polskiego grania czystymi gitarami i romantyzującymi wokalami. I jeśli miałbym wskazać konkretnego odbiorcę, to „Miłość w dobie hejtu” polecałbym przede wszystkim fanom brzmień około-myslovitzowych.
Niezwykle istotne na nowym krążku grupy z Nowej Rudy są teksty. Zabawne, retrospektywne, inteligentne, nieraz uszczypliwe, gdzie indziej znowu szydercze. W całej rozciągłości Cipiersi wyśpiewują historie miłosne dziejące się w czasach social mediów i o ludziach pokracznie i przesadnie w nie uwikłanych. Album można śmiało nazywać krążkiem koncepcyjnym. Tę tematykę – zresztą w bardzo podobnych ramach gatunkowych i bliźniaczym tonie - poruszał nie tak dawno zespół Chorzy na swoim „Impreza zamknięta w sobie” i chyba warto obie płytki ze sobą zestawić.
„Miłość w dobie hejtu” to miło spędzony czas w towarzystwie dobrych melodii i inteligentnych tekstów zatopionych w klasycznym dla polskiej rockowej alternatywy przełomu wieków graniu. Fakt faktem - okładka jest okropna, ale zawartość potrafi zaciekawić.