Można się było spodziewać, że Gary Stringer i Jack Bessanta będą chcieli mocno zaznaczyć powrót Reef do regularnej egzystencji studyjnej i koncertowej.
Wydany w 2018 roku, piąty album ekipy z Glastonbury, zatytułowany „Revelation” był przecież pierwszym krążkiem grupy po 18 latach przerwy. Dokładnie tyle minęło od poprzedniego materiału formacji „Getaway” z 2000 roku. Reef przez ten czas zdążył przestać istnieć, by ostatecznie powstać z popiołów w 2010 roku pojawiając się tu i ówdzie, raczej rzadziej niż częściej. Do formacji wrócił Dominic Greensmith, pierwszy perkusista Reef, a w 2014 roku stałym członkiem został gitarzysta Jesse Wood, syn Ronniego Wooda z Rolling Stones.
„Revelation” stał się okazją by ruszyć w trasę promującą album i niejako oczywistym kolejnym ruchem zespołu i managementu musiało być wydawnictwo koncertowe. Nagrano je 6 maja 2018 roku, czyli zaledwie dwa dni po premierze „Revelation”, w wypełnionym po brzegi londyńskim Hammersmith. Całość ukazała się na dwupłytowym krążku zawierającym blue-ray oraz CD.
Na „In Motion” Reef mieszają stary repertuar z nowym, wystarczy wspomnieć, że w Hammersmith odegrano zaledwie połowę numerów z najnowszego krążka: „Revelation” (wyłącznie na CD), „How I Got Over”, „Precious Metal”, „First Mistake” i „My Sweet Love” w duecie z Lynne Jackaman (na „Revelation” Gary’emu Stringerowi partnerowała Sheryl Crow). Zdaje się, że Reef potraktowali występ w Hammersmith nie tylko w kategoriach promocyjnych najświeższego materiału, ale przede wszystkim przypomnieniu się po 18 latach studyjnego milczenia. Stąd zagrali nawet „Naked” czy „End” z debiutanckiego „Replenish” (1995). Mamy więc na „In Motion” przekrój przez całą twórczość Brytyjczyków – od samego początku aż po współczesność.
Występ wypadł zresztą całkiem solidnie. Gary Stringer jest w bardzo dobrej formie wokalnej, jego zdarte gardło wytrzymuje cały koncert mimo, że daje mu ostro w kość. Zespół dość żwawo wykonuje kolejne numery, Dominic Greensmith szaleje za zestawem, a Jesse Wood od czasu do czasu pozwala sobie na bezpretensjonalną solówkę. I poza tym, że jest profesjonalnie i solidnie, ciężko cokolwiek więcej powiedzieć o występie Reef. Publiczność bawi się wyśmienicie, ale mnie w pewnym momencie występ zaczął się boleśnie dłużyć, choć wszystkie składniki dobrego show są na miejscu. Zespół w formie, ekipa realizatorska zadbała o mnogość ujęć (włączając w to szalejący tłum), doskonałej jakości obraz, montaż jest dynamiczny i żywy, a brzmienie soczyste i selektywne – jednak mimo to widowisko nie porywa, raczej niespiesznie zmierza do końca z minuty na minutę tracąc zaangażowanie widza. „In Motion” utrzymany jest w charakterystycznej, szarawo-sepiowej barwie o ograniczonej kolorystyce, co buduje charakter występu z Hammersmith.
„In Motion” jest więc koncertówką bezbłędną i solidną, ale i bez najmniejszych fajerwerków. Fachowa robota doświadczonego wyrobnika.