John Lennon

Imagine

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy John Lennon
Recenzje
Szymon Kubicki
2018-10-26
John Lennon - Imagine John Lennon - Imagine
Nasza ocena:
10 /10

9 września 1971 roku ukazała się najpopularniejsza płyta Johna Lennona, "Imagine". Nie bardzo okrągłe 47 lat później światło dzienne ujrzało przygotowane przez Yoko Ono wznowienie tego materiału, wzbogacone o mnóstwo dodatków.

Nie dość, że "Imagine" wrócił do sklepów w kilku formatach, począwszy od skromniutkiej wersji jednopłytowej, na potężnym sześciopłytowym boksie skończywszy, to dla fanów Lennona przygotowano również okolicznościową książkę o powstaniu słynnego dzieła oraz wznowienie filmów "Imagine" i "Gimme Some Truth". Do mnie trafiła wersja deluxe, złożona z dwóch płyt. Poza oryginalną, zremasterowaną pod okiem Yoko Ono zawartością albumu znalazły się tu również single i dodatkowe utwory oraz - na drugim krążku - 20 bonusów - surowych wersji demo, kolejnych podejść studyjnych, pojedynczych ścieżek (m.in. instrumentalne "Imagine" i "How?" tylko na smyczki, pięknie zaśpiewany "Oh My Love" w wersji a capella) czy remiksów. Za tą zmasowaną kampanią stoi oczywiście Ono i być może - biorąc pod uwagę wydarzenia w różnych miejscach świata - to rzeczywiście dobry moment, by przypomnieć ludziom, że war is over! (if you want it).

Po politycznym, skromnym i introspektywnym krążku "John Lennon/Plastic Ono Band", pierwszym wydanym po rozpadzie The Beatles, "Imagine" prezentuje nieco inne oblicze Lennona. Lżejsze i jakby szczęśliwsze, bardzo urozmaicone i znacznie bliższe twórczości macierzystego zespołu, a przy tym podparte bogatszą aniżeli wcześniej produkcją i prawdziwym tłumem muzyków w studio, w tym George Harrisonem i członkami orkiestry New York Philharmonic. "Nazywam go komercyjnym, ale bez kompromisów" - mówił o albumie John Lennon i trudno się z tym opisem nie zgodzić. "Imagine" jest płytą skrojoną w taki sposób, by mogła podobać się niemal każdemu. Nawet tytułowa, najsłynniejsza kompozycja na krążku i przy okazji w całym solowym dorobku Lennona prezentuje raczej miękką formę pacyfizmu i ateizmu, a może nawet tylko agnostycyzmu dla mas. A przy tym niepoprawnego optymizmu i naiwnej wiary w generalnie dobrą naturę człowieka. Z drugiej strony tylko John mógłby wyjaśnić, jak z tym pełnym miłości do bliźniego przesłaniem koresponduje dość brutalny atak na Paula McCartney'a wyrażony w "How Do You Sleep?" (A pretty face may last a year or two / But pretty soon they'll see what you can do / The sound you make is muzak to my ears / You must have learned something in all those years).

Najważniejszy w przypadku "Imagine" jest jednak fakt, że ów przystępny charakter albumu idzie w parze z doskonałą realizacją i aranżacjami oraz melodiami. John Lennon pokazał tu pełnię swego geniuszu i udowodnił, że nie bez przyczyny to właśnie on uchodził za najbardziej utalentowanego z całej czwórki ex-Beatlesów i to właśnie jemu wróżono wówczas największą karierę. Nie potrafię sobie wyobrazić, by fani macierzystego zespołu Lennona nie pokochali również "Imagine", który w wielu punktach dosłownie emanuje aurą roztaczaną przez Fab Four. Kluczem do sukcesu jest jednak nie tylko nostalgia za klasycznymi dokonaniami The Beatles, którzy oficjalnie rozpadli się nieco ponad rok wcześniej. Jest ona podsycana choćby przez takie kawałki, jak "Gimme Some Truth" czy "How Do You Sleep?", w których nieprzypadkowo słyszymy George Harrisona. Na "Imagine" można jednak znaleźć dużo więcej, do tego wszystko w najwyższej jakości. Bluesa - podszyty country, a nawet pierwotnym dla przyszłych Beatlesów skiffle "Crippled Inside" oraz "It's So Hard", który spokojnie mógłby znaleźć się w repertuarze The Rolling Stones. Liryczne piosenki oparte na pięknych melodiach ("Imagine", "Jealous Guy", "Oh My Love", "How?"). Funkująco-jazzująco-eksperymentalny "I Don't Want to Be a Soldier" czy wreszcie popowy, radosny "Oh Yoko!".

Nie jestem wielkim fanem bonusów, odrzutów i demówek, ograniczę się więc tylko do stwierdzenia, że dodatkowy krążek wznowienia "Imagine" będzie świetnym prezentem dla największych fanów Lennona i Beatlesów. Nie przepadam również za typowymi bonusami, dorzucanymi do oryginalnego materiału, które najczęściej zaburzają flow płyty i koncept twórców. Tutaj muszę jednak przyznać, że sześć dodatkowych kompozycji uzupełniających pierwszy CD niczym od reszty nie odstaje. Zresztą, nie mogłyby odstawać, skoro jest wśród nich na przykład nie-albumowy singiel "Power To The People", znakomity "Well...(Baby Please Don't Go)", zupełnie pojechany psychodeliczny "Do The Oz", czy wreszcie znana chyba wszystkim zamykająca całość "protest-kolęda" "Happy Xmas (War Is Over)". Wyobraźcie sobie, że właśnie w tej chwili są święta - krzyczał Lennon do tłumu zgromadzonego w studio podczas nagrywania tego utworu. Jestem Żydem - miał na to odpowiedzieć producent, Phil Spector. To pomyśl, że właśnie obchodzisz urodziny - odpowiedział mu Lennon.

Ocena po 47 latach od premiery takich albumów jak "Imagine", które znalazły swoje miejsce w ścisłym kanonie współczesnej muzyki popularnej nie ma większego sensu. Tym bardziej, że płyta w żadnej mierze się nie zestarzała, do dziś brzmi świeżo i zachwyca talentem kompozytorskim oraz wszechstronnością Lennona. Lektura obowiązkowa i wspaniała lekcja historii muzyki.