Bright Ophidia

Fighting the Gravity

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Bright Ophidia
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-01-19
Bright Ophidia - Fighting the Gravity Bright Ophidia - Fighting the Gravity
Nasza ocena:
8 /10

Osiem lat studyjna dyskografia białostockiego Bright Ophidia wyczekiwała na kontynuację rewelacyjnego albumu "Set Your Madness Free" (2009). I wreszcie jest.

"Fighting the Gravity" to czwarty krążek zasłużonej progresywno metalowej ekipy z Białegostoku, tym razem wydany pod egidą Pronet Records, labelu, który w ostatnim czasie odpowiedzialny był chociażby za inną prog-metalową premierę, ocierający się o geniusz album myślenickiej grupy Hellhaven "Anywhere out of the World". Powrót Bright Ophidia do grania cieszy tym bardziej, że to jeden z lepszych bandów parających się progresywnym metalem w Polsce, już zresztą na poprzednim długogrającym wydawnictwie osiągnęli światowym poziom. Poza tym zespołowi stuknie niedługo dwadzieścia lat istnienia i szkoda, by taki szmat czasu poszedł w piach.

W pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku w Polsce jak grzyby po deszczu wyrastały kolejne prog-metalowe formacje zachłyśnięte amerykańską sceną progresywną z Dream Theater i Queensryche na czele. Pamiętacie takie albumy jak "Disillusioned" (2007) nieistniejącego toruńskiego Point of View, "Crime Theories" (2008) Reaload (całkiem niedawno zespół po długi czasie milczenia wznowił działalność) czy instrumentalny "Animations" (2007) grupy Animations, która obecnie jest już zupełnie na innym muzycznym szlaku? Nie każdy poszedł tą ścieżką. Wystarczy wspomnieć wyrosły na gruncie death metalu Tenebris czy właśnie Bright Ophidia, który dużo bardziej niż heavy metalem, fascynował się thrashem. Białostoczanie zresztą cały czas idą z duchem czasu i w chwili obecnej ich progresywny metal czerpie sporo z nowocześniejszej ekstremy - wyraźne są wpływy nu metalu, djentu i metalu alternatywnego. Natomiast Adam Bogusłowicz wokalnie sięga też do podziemia, w końcu zdzierał niegdyś gardło w progresywno deathmetalowym Dominium.

Nawet jeśli "Fighting the Gravity" nie jest albumem lepszym od doskonałego "Set Your Madness Free", to przynajmniej trzyma poziom poprzednika. Takie numery jak pachnący lekko A Perfect Circle "Volcano", schizofreniczny "It's Time" czy napędzany świetną perkusją "Stronghold" potwierdzają klasę współczesnego Bright Ophidia. Rewelacyjna sekcja Cezarego Mielko na perkusji i Mariusza Rusilowicza na basie nieustannie łamie utwory, wprowadza masę zamieszania na gruncie złożonej i wirtuozerskiej rytmiki. Marek Walczuk i Przemysław Figiel serwują soczyste, ciężkie riffy, ale potrafią też uraczyć gitarowymi warkoczami, niezłymi solówkami, a wreszcie pobawić się brzmieniem gitar akustycznym (pojawiają się one kilkakrotnie i zawsze spisują się kapitalnie). Nad tym wszystkim góruje Adam Bogusłowicz, który recytuje, melorecytuje, śpiewa, wreszcie i zwierzęco growluje, a przejścia pomiędzy różnymi rodzajami wokalu zdają się przychodzić mu z dziecięcą łatwością, wywołując wrażenie udziału na płycie kilku wokalistów.

Nie ma co jednak ukrywać, że opus magnum nowego albumu Bright Ophidia jest dwudziestominutowa prog-metalowa suita "In Exile". Utwór wypchany przeróżnymi smakołykami brzmieniowymi, poczynając od gitar akustycznych, gitarowych warkoczy, całej palety wokalnych środków wyrazu, połamanych rytmów i rozszalałych solówek. Bright Ophidia bez wątpienia spełnili marzenie większości progresywnych zespołów o stworzeniu wielowątkowej suity, która nie wydawałaby się przeciągniętym i zrobionym na siłę kolosem bez wyraźnie zaznaczonego pomysłu. Nie jest to może najlepszy numer na "Fighting the Gravity", ale kompozycji nie można wiele zarzucić.

Bright Ophidia wrócili w świetnym stylu i udowodnili, że są czołową progresywno metalową ekipą w Polsce. Przy okazji należą do reprezentantów tej nieco cięższej szkoły prog-metalowego rzemiosła z silnie zaznaczonymi wpływami thrashu, djentu i nowoczesnego metalu alternatywnego. Godna rzecz.