Która XXI wieczna grupa z gatunku alternatywnego rocka była mocniej ukochana przez światową krytykę niż Grizzly Bear?
Może tylko Arcade Fire. Zresztą te dwa zespoły bardzo wiele łączy - obydwa debiutowały w roku 2004 i od tamtej pory były kochane przez muzycznych gryzipiórków. Dziś obie kapele dzieli przepaść, co dobitnie pokazują albumy z roku 2017. Arcade Fire na "Everything Now" poszedł na dyskotekę, tymczasem Grizzly Bear przy okazji "Painted Ruins" oddają się coraz bardziej niesamowitym odjazdom psychodelicznym.
Przy czym stylistyka Grizzly Bear na przestrzeni tych wszystkich lat i pięciu albumów nie bardzo się zmieniła. To wciąż alternatywny/indie rock ze skłonnościami do eksperymentów i psychodelicznych odjazdów w folkowej atmosferze, głównie akustycznie z lekką domieszką art-rocka, a nawet barokowego popu. Zespół z Brooklynu mocno inspiruje się brytyjską psychodelią tak w atmosferze, jak i brzmieniu, a wokalnie zbliżają się czasem do legendarnej Czwórki z Liverpoolu. "Painted Ruins" to kontynuacja zabawy różnorakimi muzycznymi światami.
Najnowszy album Brooklińczyków powiela niestety schemat ostatniego krążka Arcade Fire. Zaczyna się bombowo, ale z każdą kolejną chwilą jakość materiału spada, albo po prostu nie wytrzymuje konfrontacji ze świetnym początkiem. Idealnie można to zauważyć, gdy słucha się dwupłytowego wydania winylowego. Niewyobrażalnie wysoko poprzeczkę stawia strona A z fantastycznymi, porywającymi i po prostu uzbrojonymi w dobre melodie numerami "Wasterd Acres", "Mourning Sound" i "Four Cypresses". Strona B jeszcze próbuje trzymać poziom, ale już bez efektu wow. Strona C uderzy w słuchacza barokowymi klawiszami i synkopowanymi, rwanymi rytmami w "Aquarian". Przy "Cut-Out" można się porządnie wynudzić, chociaż gitara w tle maluje bardzo ciekawe figury. W psychodeliczne nastroje wprowadzi amelodyczny "Glass Hillside". Cała strona D to już rozmyte psychodelią brzmienia, w "Systole" nawet dream popowe.
W ogólnym rozrachunku, mimo dość nierównego poziomu materiału, "Painted Ruins" może się podobać. To odrealniona, lekko psychodelizująca i bogata w przeróżne jesienne barwy muzyka. Dużo ciepła w brzmieniu dodają klawisze i przyjemnie dla ucha prowadzone wokale. Krytycy na pewno się po tym albumie od Grizzly Bear nie odwrócą, ale słuchaczy też raczej nie przybędzie.