Win Butler i Régine Chassagne zawiesili nad parkietem lustrzaną kulę, odpalili mrygające na pastelowo stroboskopy i wystrzelili konfetti zwiastując klawy karnawał.
Szokowały już zapowiedzi "Everything Now". Zespół, który do tej pory grał o przemijaniu i religii w duchu alternatywnego rocka nagle założył obcisłe, jaskrawe ciuchy rodem z dyskotek lat '70 i ruszył na tańce w rytm ABBY. Arcade Fire poszedł w klimaty "Gorączki sobotniej nocy". To się mogło udać, bo pierwsze single były co najmniej apetyczne. Tytułowy "Everything Now" to przecież ABBA XXI wieku. Dyskotekowy rytm, niezły koloryt, chwytliwa melodia. Później przyszedł synth popowy "Crature Comfort" - utwór roztańczony, zabawiający się elektroniką. "Signs of Life", trzeci na krążku, to rytmiczna reminiscencja dyskotekowych czasów Boney M, przy których młody John Travolta mógłby robić szpagaty. Początek krążka to kawał świetnego disco-rocka albo dance-rocka, na dodatek uzbrojonego w całkiem niezłe teksty. Z rzeczy ciekawszych na albumie jest jeszcze neonowy "Electric Blue" zaśpiewany przez Régine Chassagne i finał "We Don't Deserve Love" z bajkowym i pełnym kolorów refrenem.
Niestety cała reszta płyty sprawia wrażenie albo niedopracowanej, albo po prostu złej muzycznie. "Peter Pan" mogłoby spokojnie znaleźć się na ostatnim albumie Gorillaz i nie jest to komplement. "Chemistry" próbuje podgrywać na rockowo nieco mocniejszym riffem, ale sam kawałek jest słaby. "Infinite Content" lekko punkuje, ale tak jak i następny na liście "Infinite_Content" zdaje się być niedokończonym półproduktem. "Good God Damn" niby przygrywa przyjemnym funkiem, ale piosence brakuje mocy. Natomiast "Put Your Money on Me" jest zdecydowanie przeciągnięty.
Arcade Fire oberwali za "Everything Now" od fanów i większości krytyków. Nie wydaje się jednak, by była to płyta aż tak zła jak się o niej pisze. Butler i Chassagne już na poprzednim "Reflektor" bawili się w dyskotekę, tam wyszło dobrze, na nowym krażku zabrakło nieco więcej dobrego materiału. Bo początek jest zjawiskowy, ale później napięcie dość ostro siada, ale to wciąż fajna, roztańczona w rytmach disco płyta. Mnie ten nieco kiczowaty koloryt przekonuje i przy "Everything Now" bawiłem się nieźle.
Grzegorz Bryk