Black Country Communion

BCCIV

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Black Country Communion
Recenzje
2017-10-11
Black Country Communion - BCCIV Black Country Communion - BCCIV
Nasza ocena:
8 /10

Przez cztery lata Glenn Hughes i Joe Bonamassa serwowali sobie prztyczki w nos, różnorakie kuksańce i obwiniali o rozłam w Black Country Communion.

Ostatecznie wszystkim chyba wyszło to na zdrowie, bo Bonamassa w zawrotnym tempie wydawał kolejne płyty pod własnym nazwiskiem, a Glenn Hughes nie dość, że nagrał solowy "Resonate" (2016) to wraz z Jasonem Bonhamem powołał do życia California Breed - supergrupa nagrała wprawdzie tylko jeden album "California Breed" (2014), ale był to krążek przynajmniej tej klasy co ostatni długogrający Black Country Communion "Afterglow". Krótko mówiąc, dwaj muzycy o bezwzględnie największym ego spuścili trochę powietrza, ich nabzdyczone twarzy przybrały normalny wyraz, już wyluzowani mogli podać sobie rękę i zabrać się za tworzenie nowego materiału pod banderą Black Country Communion.

Powiedzmy sobie też bez przydługich wstępów, że "BCCIV" to powrót do klasy mistrzowskiej. Szczególnie biorąc pod uwagę, że "Afterglow" zbierał recenzje raczej mieszane, a i sam materiał nie był jakoś wyjątkowo zjawiskowy. Na czwartym krążku BCC wracają do formy prezentowanej na dwóch pierwszych albumach. Reinterpretacja brzmienia klasycznego hard rocka i blues rocka w wydaniu BCC jest wyjątkowo smakowita, odpowiednio rozwścieczona, żywiołowa, głośna i po prostu pierwszorzędnie bawi. Czuć, że cały zespół żyje, sekcja pruje do przodu, riffy rozpędzają utwory, a pieprzny i nieprzerwanie doskonały wokal Hughsa zachwyca w każdej chwili albumu. Jak Glenn to robi, że mimo 66 lat na karku brzmi jak rozbrykany młodzieniaszek?! Dołóżmy do tego masę kapitalnych solówek zarówno gitarowych, jak i klawiszowych (gitarowo-klawiszowy pojedynek w "The Crow" to miód na serce dla każdego fana klasycznego hard rocka) i mamy obłędny hard rock.


Poza tym, że Black Country Communion trzymają swój poziom, to na "BCCIV" są przynajmniej dwa utwory bezwzględnie wyjątkowe. "The Last Song for My Resting Place" to prawdopodobnie jedna z najlepszych rockowych kompozycji roku 2017, świetnie poprowadzona, z kapitalnymi solówkami, może delikatnie przeciągnięta, ale za to z lirycznym wokalem Bonamassy i idealnym duetem z Hughesem w refrenie, dodającym pieprzu i emocji - partii wokalnych chciałoby się słuchać w nieskończoność. Fantastyczny jest też nieco mroczny, ciężki i duszny "The Cove". W pamięci zapisują się utrzymany w klimatach współczesnego Deep Purple "Love Remains", żwawy w popowym stylu "Over My Head", nawiązujące do lat 80' "Wanderlust" i "Awake" (Bonamassa, Hughes i Sherinian dają tu prawdziwy popis kunsztu udowadniając zarazem, że są zawodnikami klasy światowej).

Te parę lat milczenia dobiegającego z obozu Black Country Communion było jak ładowanie baterii. Teraz cała czwórka muzyków wróciła do studia i jest tak nakręcona, że wali dookoła piorunami. Bonammasa raz, że serwuje chwytliwe riffy, to dodatkowo krzesze rozentuzjazmowane, prawdopodobnie w większości improwizowane solówki. Hughes to po prostu mistrzostwo wokalu - facet ma w sobie więcej życia niż dzieciak na placu zabaw. Sekcja odwala kawał niesamowitej roboty, a Derek Sherinian (którego słychać jednak trochę mniej niż kolegów), gdy już się pojawia to w kapitalnym stylu. Black Country Communion są w rewelacyjnej formie, a "BCCIV" to popis hard rockowego kunsztu!

Grzegorz Bryk