Twórczość Queen to piękno w czystej postaci. Niczym nie skrępowane, momentami dzikie, obezwładniające zmysły. Jakiejkolwiek delikatnej by nie przybrało formy jest potęgą, której należy bić pokłony.
Album "On Air" to sześć sesji nagraniowych dla stacji BBC zarejestrowanych w latach 1973 - 1977. Do wyboru mamy wersję z 2 CD, 3 LP lub 6 CD - dwa ostatnie wydawnictwa zostały wzbogacone o fragmenty trzech koncertów, które były transmitowane przez stacje radiowe oraz zebrane wywiady radiowe z lat 1976 - 1992.
Warto jednak zatrzymać się na chwilę przy samym opakowaniu (2 CD). Estetycznym, eleganckim i… monochromatycznym. Co może nieco dziwić zważywszy na fakt, że przecież mamy do czynienia z muzyką lat '70, do tego stworzoną przez tak barwne postaci. Uważam to jednak za właściwe posunięcie - ten pozornie nieistotny szczegół tworzy bowiem most łączący epokę, z której nagrania pochodzą z tą, w której obecnie żyjemy. Dodatkowym - i jakże uroczym - akcentem mającym nawiązywać do tamtych czasów jest nadruk na płytach CD, dzięki któremu wyglądają one jak magnetofonowe szpule.
Kompilację otwiera utwór "My Fairy King" autorstwa Mercury’ego, opowiadający o wymyślonej krainie Rhye. Umieszczony na pierwszym miejscu na płycie wydaje się wprowadzać słuchacza do magicznego świata stworzonego przez Queen. Jednocześnie kompozycja ta jest pierwszą, w której Freddie miał możliwość zaprezentowania swojej umiejętności gry na fortepianie.
Dalej mamy pierwszy singiel zespołu, a mianowicie "Keep Yourself Alive". Brian May pisząc go nie przypuszczał, że lekkość i żartobliwy ton, jakimi był nacechowany w wykonaniu Mercury’ego, ustąpią i całość nabierze całkiem nowego znaczenia. "Doing All Right" niczym beztroska zabawa dźwiękami prowadzi nas do "Liar", który Freddie napisał w 1970 roku jeszcze pod nazwiskiem Farrokh Bulsara. Prorocze wydaje się być ostatnie zdanie "Now you know you could be dead before they let you…" - bo czy kiedykolwiek pozwoliliśmy naszej Królowej odejść?
"Son and Daughter", "Ogre Battle"… I nagle o swojej obecności w zespole, utworem "Modern Times Rock ’n’ Roll", przypomina Roger Taylor, który również napisał tę piosenkę. Wraca ponownie w "Tenement Funster", który tak bardzo różni się od pozostałych kompozycji - ale jednocześnie pokazuje możliwości twórcze zarówno autora, jak i zespołu jako całości.
"Great King Rat" i "Nevermore" następujące po sobie to już kompozycje Mercury’ego. O ile jednak pierwsza może być przykładem wczesnego brzmienia Queen, czego przykładem może być druga? Bynajmniej nie typowej ballady o złamanym sercu, za jaką zwykła uchodzić, bo o tym opowiadają tylko słowa - muzyka tych emocji wydaje się nie oddawać. Ale fortepian przyjemnie pieści ucho.
I wreszcie "jej smutne oczy"… Zainspirowana Białą Boginią Gravesa i wspomnieniem wyidealizowanej, niegdyś ukochanej kobiety, "White Queen". Przepiękny, melancholijny utwór pióra Maya. Po nim następuje jakby tematyczna przeciwwaga - "Now I’m Here", z ostrym gitarowym riffem, dzięki któremu w 2005 roku kawałek uplasował się na 29 miejscu wśród 100 najlepszych utworów gitarowych (wg magazynu "Q").
Czy narażę się komukolwiek, jeśli napiszę, że wolę "Stone Cold Crazy" w wykonaniu Metalliki? Z całym szacunkiem dla autora - można odnieść wrażenie, że Freddie napisał ten utwór po to, by pewnego dnia wziął go na warsztat James Hetfield (co jak wiadomo zaowocowało w 1991 roku nagrodą Grammy dla tego coveru). "We Will Rock You" podano w wersjach "klasycznej" (o długości zaledwie 1 minuty i 36 sekund) i szybkiej, która jednak całkowicie różni się klimatem od pierwowzoru. Ku końcowi wiodą nas "Flick of The Wrist", "Spread Your Wings" oraz "It’s Late". Ostatnią, szóstą sesję znajdującą się na albumie zamyka "My Melancholy Blues".
O tym, za co należy cenić Queen można by mówić godzinami. Wielowarstwowe aranżacje, styl rock opery i słowa, słowa, słowa… Mercury, w przeciwieństwie do pozostałych członków zespołu, nie lubił opowiadać o tym, co inspirowało go do pisania, wolał zostawiać swoją twórczość słuchaczom do indywidualnej interpretacji. Trudno jednak uwierzyć, że niektóre z bardziej złożonych historii jego autorstwa to przypadkowy zlepek słów. Może zatem u ich podstaw leżała intymność, do której zwyczajnie nie chciał nikogo obcego dopuszczać?
"On Air" to wydawnictwo zawierające zaledwie ułamek jakże bogatej dyskografii zespołu, powinno być jednak pozycją obowiązkową przede wszystkim dla wszystkich ignorantów, którzy przygodę z Queen zaczęli i skończyli na "We Are The Champions".
Marta Święcka