Sixx:A.M.

Prayers for the Blessed (vol. 2)

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Sixx:A.M.
Recenzje
2017-01-11
Sixx:A.M. - Prayers for the Blessed (vol. 2) Sixx:A.M. - Prayers for the Blessed (vol. 2)
Nasza ocena:
7 /10

Nikki Sixx, DJ Ashba i James Michael, czyli muzycy Sixx:A.M., zaskoczyli nawet samych siebie. Zarejestrowali naprawdę porządny album.

Kiedy jakiś czas temu pisałem o krążku "Prayers For The Damned (vol. 1)" tej kapeli, nie przypuszczałem, że będzie ona w stanie mnie czymkolwiek zaskoczyć. W mało optymistycznej recenzji wspomniałem, że o Sixx:A.M. już zdążyłem zapomnieć, ale właśnie posypuję głowę popiołem. Hardrockowcy z LA nagrali album zatytułowany "Prayers For The Blessed (vol. 2)", który zapominalskim przestawia tryby w mózgu, a i w melodyjnym rocku powinien też sporo namieszać. Czy znowu zatrzęsą się stadiony?

Nie chciałbym aż nadto uruchamiać wyobraźni, ale takie kawałki jak "Barbarians (Prayers For The Blessed)", "We Will Not Go Quietly", "Wolf At Your Door" czy "The Devil's Coming" zdradzają wszelki potencjał, aby porwać rzeszę fanów, tak jak przed laty robili to choćby muzycy Guns N' Roses w swoich najbardziej zawadiackich hitach. Wymienione utwory, najmocniejsze moim zdaniem punkty albumu, są niesamowicie energetyczne i nośne. Opierają się przy tym na potężnych riffach gitarowych, charakteryzują się urozmaiconymi wokalami, nieschematycznością, a także wypełniają je liczne smaczki instrumentalne oraz efekty melodyjne, czy też tu i ówdzie kapitalne przestery gitarowe ("The Devil's Coming", "Catacombs"). To przykłady tego, że czasy nośnego hard rocka jeszcze nie przeminęły, albo ten gatunek zmierza do małego renesansu. Kompozycja "We Will Not Go Quietly" mogłaby być zresztą dobrym potwierdzaniem takiego obrotu spraw - jest idealnym numerem na sztandary melodyjnego rocka.

Oczywiście zawierający jedenaście utworów "Prayers For The Blessed (vol. 2)" nie jest wypełniony wyłącznie stadionowymi hitami, które okazują się równocześnie dobrą rozrywką w domowym zaciszu. Krążek posiada też nazbyt rozemocjonowaną balladę "Maybe It's Time", a także niekoniecznie pasujące do całości numery "Suffocate", "Riot In My Head" i "Helicopters", które balansują gdzieś pomiędzy balladą a mocniejszymi zagrywkami. W przypadku Sixx:A.M. nie jest to dobra rekomendacja, ponieważ kapela nie ma dobrego pomysłu na ballady, na ogół sprowadzając je w okolice taniego popu. Tym bardziej w szok może wprowadzić interpretacja "Without You", ale tylko wtedy, gdy kojarzymy ten kawałek z radiem i cycatą blondynką o głupim wyrazie twarzy, a nie z kapelą Badfinger, czyli oryginalnymi twórcami numeru. W każdym razie łatwo zauważyć, że Sixx:A.M. wystarczyło mocy na nieco więcej, niż połowę albumu, ale to i tak dobry wynik, lepszy niż przy okazji poprzedniego dzieła.

Dodając do tego profesjonalną produkcję, w tym przede wszystkim kapitalny sound materiału, można ostatniej odsłonie studyjnej Sixx:A.M. wystawić wysoką ocenę. Po przeciętnym "Prayers For The Damned (vol. 1)" Nikki Sixx, DJ Ashba i James Michael zdołali nagrać album przywołujący najlepsze skojarzenia z melodyjnym rockiem. To płyta o dobrej sile rażenia, może przesadzona o jedną/dwie ballady, aczkolwiek przywołująca wiarę w Sixx:A.M. i nośnego hard rocka. Na koniec użyję więc dwóch najbardziej szkodliwych słów w dziejach muzyki, a także podniosę je wykrzyknikiem: dobra robota!

Konrad Sebastian Morawski