Mroczna oprawa graficzna "Disconnected", czwartego dużego albumu norweskiego Airbag, wydawała mi się niezrozumiała. Teraz już wiem, że chodzi tu o samobójstwo.
Trudność sprawiało mi odczytanie tekstów napisanych czarną czcionką na czarnym tle, zaś elementy graficzne wywoływały we mnie uczucie rozbicia, pustki, żalu, równocześnie też i konsternacji. Podczas kilku pierwszych odsłuchów "Disconnected" nie rozumiałem znaczenia tego albumu, choć sama muzyka od razu mnie zahipnotyzowała, jak to bywa w przypadku tych mistrzów nowego rocka progresywnego.
Teksty napisane w przeważającej części przez Asle Tostrupa i Bjorna Riisa opowiadają o rozpadzie człowieka, o jego odłączeniu się od świata żywych, co w istocie "Disconnected" przekazuje już w niedopowiedzeniu na poziomie tytułu dzieła. Muzycy Airbag stopniowo, w sześciu kolejnych kompozycjach, przybliżają motywy samobójczych skłonności ich bohatera, człowieka XXI wieku, którego żywot składa się z sentymentów, żalu, błędów popełnionych w przeszłości, samotności i utraty kontroli. Ów bohater - może być nim każdy z nas - wielokrotnie deklaruje chęć naprawy swojego życia, ubolewa przede wszystkim nad roztrzaskanym uczuciem i znając swoje skłonności do autodestrukcji odpycha od siebie wszystkich, w tym własne wyobrażenie miłości: "biegnij skarbie, biegnij, nie oglądaj się za siebie, biegnij do księżyca i gwiazd". Finał tej historii, obarczony pewnym marginesem błędu interpretacyjnego, opowiada o skutecznym samobójstwie.
Muzyka tworząca "Disconnected" składa się, jak wspomniałem, z sześciu kompozycji. Poziom ich rozbudowania, przestrzenność właściwa stylowi Airbag, wpisuje się w kanony nowego rocka progresywnego. Album bywa niezwykle emocjonujący, bywa też bardzo leniwy. Jego otwarcie pod postacią utworu "Killer" wydaje się eteryczne i kojące, z miejsca przypomina o wypracowanej przez dekadę tożsamości Norwegów, o ich umiejętności dryfowania w pięknych przestrzeniach i nurkowania do głębokich oceanów. Pełne zwiewności wokale Asle Tostrupa i akcenty instrumentalne pozostałej grupy muzyków - autonomiczne partie gitar i klawiszy, pulsujące bębny, fantastyczne solówki - dowodzą, iż mamy tu do czynienia z najwyższej klasy rockiem progresywnym, taką też muzyczną melancholią, do której muzycy Airbag dochodzą w kompozycji "Broken". To z jednej strony pozycja bardzo floydowska, zaś z drugiej, ze względu na jej elektroniczne tło, wywołująca ducha nowych czasów. Elektronika, efekty, programowanie i nieożywione dźwięki są zresztą w stałym repertuarze grupy, nie mogło ich też zabraknąć na "Disconnected". Akcentują one mroczną wymowę albumu. Traktującą o samobójstwie.
Cierpienia głównego bohatera płyty, człowieka takiego jak my, wraz z jego upadającą kondycją psychiczną zostały dobitnie odzwierciedlone w kompozycji "Slave". Powolnej, jakby niezaangażowanej, pasywnej, dającej słuchaczowi możliwość przemyśleń, wyzwalającej empatię. Ten klimat nieco ożywia się w utworze "Sleepwalker", zaznaczonym gitarą akustyczną i pięknymi partiami instrumentów klawiszowych. To przestrzenie, które porywają! W każdym razie kulminacyjnym momentem album jest przeszło trzynaście minut kompozycji tytułowej. Tutaj dochodzi do samobójstwa, odłączenia się od świata żywych, w jednym z najlepszych utworów w dziejach Airbag. Mieszają się w nim różne wymiary refleksyjności Norwegów - stłumione przestrzenie, aktywne kolaże dźwięków, zapadające w pamięć solówki z cichym bohaterem utworu, perkusistą Henrikiem Fossumem, oraz głośnym, gitarzystą Bjornem Riisem (kapitalne solo!). Do tego aura niepewności, przemijania, strachu - to wszystko tworzy wyborny efekt, docierając do czołówki nowego rocka progresywnego.
Tymczasem lekkostrawny, wiosenny finał "Disconnected", wychodzący naprzeciw klimatowi płyty utwór "Returned" stanowi łagodny stempel dzieła. Post-samobójcza wizja odchodzenia, wyzwolenie, ukojenie, odejście od problemów świata żywych, to wszystko niemalże w konwencji post rocka, o czym decydują przede wszystkim bębny Henrika Fossuma. "Disconnected" to kolejny świetny krążek Airbag, ustępujący nieco wielkim płytom zespołu, "All Rights Removed" i "The Greatest Show On Earth", ale jednak podtrzymujący kapitalną dyspozycję Norwegów. To równocześnie najbardziej mroczny album w ich dyskografii. Album o skutecznym samobójstwie.
Konrad Sebastian Morawski