Motorhead

Clean Your Clock

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Motorhead
Recenzje
2016-08-11
Motorhead - Clean Your Clock Motorhead - Clean Your Clock
Nasza ocena:
8 /10

Born to lose. Live to win.

Po Motorhead i liderze kapeli Lemmym Kilmisterze pozostały dziś nagrania, słowa, zapisy koncertów i wspomnienia. Motorhead nie żyje, Lemmy nie żyje, ale oba te połączone wspólnym krwioobiegiem żywota zostały zakończone zwycięsko. Takiej historii, jaką napisał ten zespół i jego legendarny frontman nie napisze już nikt. Nie chodzi wyłącznie o kilkadziesiąt pozostawionych po sobie wydawnictw studyjnych, koncertowych, kompilacyjnych i innych, nie chodzi też wyłącznie o setki zagranych koncertów, ale również o pewien styl życia, który zamiast mleka i pantofli proponował whisky, szlugi i dobrą zabawę. Styl, na którym stempel przybija ostatnie koncertowe wydawnictwo Motorhead zatytułowane "Clean Your Clock".

Album zawiera zapis dwóch koncertów, które odbyły się 20 i 21 listopada 2015 roku w słynnym monachijskim centrum Zenith. Była to część trasy na czterdziestolecie Motorhead, a przy okazji też na siedemdziesięciolecie urodzin Lemmy’ego. Niecały miesiąc później nie było go już wśród żywych, co wydawnictwo "Clean Your Clock" czyni szczególnym. Daje się tu bowiem usłyszeć Lemmy’ego obciążonego chorobą, tak jakby coś trzymało go za gardło, fragmentami wręcz paraliżowało śpiewane i wypowiadane słowa. Nie jest to jednak w żadnym razie rejestracja upadku legendy, ale jego triumf nad chorobą. Lemmy na deskach Zenith stoczył znakomity bój z potężną chorobą, znokautował ją, ostatecznie dowodząc swojego oddania muzyce i stylowi życia, który przyjął za słuszny.

Od razu trzeba tu dodać, że młodsi o całe pokolenie ostatni towarzysze Lemmy’ego w Motorhead Phil Campbell i Mikkey Dee sprawili, że w sensie instrumentalnym koncerty zarejestrowane na "Clean Your Clock" wybrzmiały wybornie. Pod tym względem na uwagę zasługują dwie minuty solo gitarowego Phila Campbella, taka też solówka perkusyjna Mikkey’a Dee po utworze "Doctor Rock", ale równocześnie cały zaprezentowany w Monachium repertuar formacji. Jak to w przypadku tej kapeli bywało znalazły się tu numery starsze, klasyki - m.in. "Bomber", "Metropolis" i "Overkill" z 1979 roku, oczywiście też "Ace Of Spades", a także trochę niedoceniany przez lata "Orgasmatron" z 1986 roku. Nie zabrakło też kompozycji nowych, świetnego "Lost Woman Blues", czy też jeszcze nieogranego "When the Sky Comes Looking for You" z ostatniego studyjnego albumu Motorhead, rewelacyjnego "Bad Magic" z 2015 roku.

Całość materiału zgromadzonego na "Clean Your Clock" ma jednak, zgodnie z klimatem trwającej wówczas trasy, przypominać o dziedzictwie Motorhead. Nic więc dziwnego, że drugi album "Overkill" reprezentowały w Monachium cztery kompozycje. To bowiem prawdopodobnie najlepszy materiał Anglików, nagrany jeszcze wówczas, gdy gitarzystą zespołu był Eddie Clarke, zaś perkusistą zmarły dziewięć dni przed pierwszym monachijskim koncertem Phil Taylor. To także Lemmy u progu kariery z Motorhead. Ostatni frontman z prawdziwego zdarzenia, człowiek o totalnie nieinspirującym ale niezakłamanym stylu życiu, klasyk gatunku, mistrz dla co najmniej dwóch pokoleń słuchaczy.

Lemmy’ego już nie ma. Przypomina o nim "Clean Your Clock", ale przypomina też o wypowiedzianej przez frontmana maksymie Motorhead, która jest aktualna jak nigdy i pewnie będzie aktualna wieczność. Born to lose. Live to win.

Konrad Sebastian Morawski