Ci goście mają wszystko by stać się jednym z największych zespołów współczesnego hard rocka. Wokalistę o gardle ze stali, dysponującego potężnym, zwierzęco agresywnym głosem, a do tego instrumentalistów potrafiących przesączyć miłość do Led Zeppelin przez heavymetalową stylistykę.
Z tego połączenia wychodzi potężna muzyczna bomba, wystarczająco donośna, by doprowadzić na skraj wytrzymałości bębenki w uszach i na tyle porywająca, by zarażać atmosferą totalnej gitarowej rozwałki. Scorpion Child uosabiają niszczycielską siłę rock'n'rolla, bunt i jego niebezpieczne konotacje. Gdy się ich słucha, to niemal widać jak rozwalają hotelowy pokój, wjeżdżają autem do basenu i wyrzucają telewizor przez okno apartamentowca. Zupełnie jakby byli połączeniem Black Sabbath, Led Zeppelin, Deep Purple i Skid Row. Muzycznie zresztą tak jest, bo o ile debiutancki "Scorpion Child" był bardziej blues/hard rockowy, czerpał przede wszystkim ze spuścizny Planta i Page'a, tak "Acid Rulette" nabrał wyraźnych barw rozpędzonego heavy metalu.
Zresztą w grupie wiele się od czasów pierwszego krążka zmieniło - personalnie pozostali w bandzie wokalista Aryn Jonathan Black i gitarzysta prowadzący, Chris Cowart. Z tego powodu premiera "Acid Roulette" odwlekała się w czasie. Dla mnie te miesiące oczekiwania ciągnęły się jak z gumy, bo czekałem na album jak na mało jakie wydawnictwo - już po debiucie byłem fanem świty Blacka i Cowarta. Cała sekcja została wymieniona, a na dodatek Scorpions Child wprowadzili do zespołu klawiszowca, co zdecydowanie spurpurowiało ich muzyczne poczynania. Przecież taki tytułowy "Acid Roulette", z fantastycznym solo na czymś w rodzaju Hammondów, mógłby spokojnie wyjść pod szyldem Deep Purple, podobnie jak "Twilight Coven", gdyby oczywiście purpurowi potrafili wrócić dzikością brzmienia do czasów "In Rock". Klawisze są jeszcze u Skorpinów nieśmiałe, ale myślę, że z czasem Aaron John "AJ" Vincent się porządnie rozszaleje.
Ogólnie cała płyta naznaczona jest klasyką rocka. "Blind Man's Shine" to przecież riff z "Young Lust" Floydów nagrany na Sabbathowo/Zeppelinowo, "She Sings, I Kill" poprowadzony jest plantowym wokalem, "I Might Be Your Man" to znowu Black Sabbath. Mimo wszystko te naleciałości składają się na spójny styl. Nawet najbardziej charakterystyczny numer na płycie, balladowy "Survives", który zaczyna się rozedrganym śpiewem jakby Matta Bellamy'ego połączonym z plumkaniem pianina, nie przeradza się z czasem w płaczliwego potwora, ale naprawdę świetną, hard rockową i łatwą do zapamiętania piosenkę, stając się jednym z jaśniejszych fragmentów krążka. To świadczy o mądrym prowadzeniu swoich kompozycji i po prostu odpowiednim muzycznym smaku.
Jedyny zarzut jaki można mieć wobec "Acid Roulette" to może zbyt duże natężenie dźwięku. Chwilą oddechu jest wspomniany "Survives", cała reszta to hard rockowo/heavy metalowe monstra taranujące dźwiękiem ciszę. Bez wytchnienia i ustanku. Może to wprowadzać w pewną monotonię, ale będzie to oczywiście monotonia pozorna, bo w tych piosenkach naprawdę dzieje się dużo świetnych rzeczy, gitarzysta serwuje całą gamę kapitalnych riffów, a wokalista tworzy wysokim, ale i szorstkim głosem masę genialnych melodii, poza tym jak ten facet śpiewa - to trzeba usłyszeć!
Cieszy fakt, że Rival Sons mają konkurencję. Co prawda kapela Jay'a Buchanana jest obecnie bandem bardziej poszukującym i dojrzalszym, czego dowodem jest ostatni, wydany w odstępie dwóch dni od "Acid Roulette" album "Hollow Bones", ale wciąż panowie obracają się w podobnym kręgu inspiracji. Scorpion Child na tą chwilę nie szukają tak bardzo nowych wpływów czy brzmień, a po prostu szlifują styl. Na eksperymenty przyjdzie czas później. Uważam że ten zespół stanie się niedługo wielki. Jeszcze nie na tym albumie, ale myślę, że całkiem niedługo Scorpion Child nagrają swoje "Schody do nieba" i staną się nieśmiertelni!
Grzegorz Bryk