Management grupy Queen coraz rozpaczliwiej poszukuje pomysłów, by o firmie wciąż było głośno, nie wywietrzała z rynku i nieustannie była istotnym graczem, mimo że jej siła twórcza zmarła 24 listopada 1991 roku.
Można mieć szacunek dla kooperacji Bryana Maya i Rogera Taylora z Paulem Rodgersem - próba nie była tak zupełnie nieudana. Gorzej wypada współpraca z Adamem Lambertem, który może i w popowym wcieleniu Queen odnajduje się nieźle, ale przy takim nieszczęsnym "Bohemian Rhapsody" męczy się strasznie i pieje do mikrofonu jak zniewieściały kogut, katując numer na każdym koncercie. Aż mdłości człowiek dostaje. Może i Lambert jest sympatycznym facetem, ale sam zapisał się do tego cyrku i nie może mieć pretensji, że na każdym kroku obrywa po uszach. Nie ten poziom, nie ten głos, nie ta charyzma.
Na całe szczęście zainteresowani łatwymi dolarami zarządcy spuścizną Queen postanowili sięgnąć również do archiwów. Na początku odświeżyli znakomity występ z Węgier i wydali go na DVD jako "Hungarian Rhapsody". Jeszcze więcej dobra przyniósł wręcz oszałamiający, hard rockowy "Live at the Rainbow '74". Po drodze była szemrana składanka "Queen Forever". Teraz zaś, na "A Night At The Odeon", zabrano nas w czasy trasy A Night at the Opera Tour, promującej przełomowy dla zespołu album "A Night At the Opera" (1975). Koncert odbył się w Hammersmith Odeon 24 grudnia 1975 roku.
Trzeba pamiętać, że w połowie lat ’70 Queen byli grupą stricte hard rockową. Popowy image jakim zespół miał zarazić cały świat, i z którym dziś jest utożsamiany, powstał kilka lat później. Jeśli na "Live at the Rainbow '74" świta Freddiego Mercurego była o krok od sukcesu, to na "A Night At The Odeon" podawała mu rękę. Słuchacze właśnie oszaleli na punkcie tego dziwadła, jakim był utwór "Bohemian Rhapsody" (Elton John po pierwszym przesłuchaniu miał zapytać: "Czy wyście, kurwa, oszaleli?"), a singiel osiągał oszałamiające wyniki sprzedaży stając się trzecim najlepiej sprzedającym się brytyjskim singlem w historii, mimo że jeszcze kilka tygodni wcześniej wytwórnia nie chciała nawet słyszeć o jego wydaniu. Upór grupy przesądził sprawę i ostatecznie przekonał EMI (twierdzących, że piosenka jest za długo i nigdy nie stanie się hitem), by puszczono "Bohemian Rhapsody" na małej płytce. Właśnie ten numer stał się punktem zwrotnym w karierze zespołu, tworząc z nich band o międzynarodowej sławie. Występ z Odeon jest jednym z pierwszych, gdy zaprezentowano "Cygańską rapsodię" na żywo i już tylko z tego powodu, ma olbrzymią wartość historyczną.
Koncert nagrano dla telewizji BBC2 oraz radia BBC Radio 1 i do czasu oficjalnego wydania, był jednym z najpopularniejszych bootlegów Queen. Taki status wcale nie dziwi, gdy zerknie się na prezentowany materiał. Hard rockowi Queen grają fenomenalne wersje "Ogre Battle", "Killer Queen", "Brighton Rock", "Keep Yourself Alive" czy rozpoczynający koncert "Now I’m Here". Gitary brzmią potężnie, a Mercury w najlepsze wariuje po scenie. Sekcja łomocze aż miło, tworząc idealną podkładkę pod ciężki rock (może nawet heavy metal) jaki rozbrzmiewa po sali. Bryan May wypluwa z gitary kolejne riffy i świetne solówki, jak chociażby ta z ballady "White Queen (As It Began)". Muzyka jest bezkompromisowa, masywna i soczysta. Brzmi doskonale! Prze przed siebie niczym potężna, rozjuszona siła. Moc jaką wcisnęli w nią muzycy dosłownie elektryzuje. Nie ma tu mowy o zachowawczości, czy łagodniejszym obliczu. Na "A Night At The Odeon" gra Queen, który nie puszcza zalotnych półuśmieszków w kierunku popowego mainstreamu, a hard rockowy band krzeszący muzyką iskry.
W tym przypadku nie ma co narzekać nawet na format obrazu 4:3, bo już po kilku pierwszych taktach jakoś przestaje to przeszkadzać - niemniej po obejrzeniu DVD wersję CD, która również się ukazała, brałbym w ciemno. Blaszeczka DVD jest o tyle cenna, że zawiera trzy bonusowe utwory z występu z japońskiego Budokan oraz dwudziestominutowy film dokumentujący zakulisowe poczynania z Hammersmith Odeon. Z kolei wersja CD wzbogaca podstawowy set o "Seven Seas Of Rhye" i "See What A Fool I've Been".
Jeśli już "Live at the Rainbow '74" zapierało dech w piersiach, to "A Night At The Odeon" wgniata w podłogę. Jest to świetny zapis spektakularnego występu grupy, która właśnie sięgnęła rock’n’rollowego nieba. Tu i ówdzie pojawiają się wprawdzie delikatne zapowiedzi popowego Queen, ale środek ciężkości koncertu z Hammersmith opiera się na potężnym, hard rockowym brzmieniu. Koncert jest absolutnie porażający!
Grzegorz Bryk
http://polkazwinylami.blogspot.com/