Wydaje się, że wielu słuchaczy uwierzyło by w żart, jakoby Europe musieli wydać edycję specjalną swojego najnowszego krążka, "War of Kings", z powodu oburzenia fanów, którzy z rozpaczą przyjęli wiadomość, że to kolejny album Szwedów bez "The Final Countdown" w trackliście.
Być może jest to żart z brodą, trochę poniżej pasa. Przesadzony jak ten, że świat po megasukcesie "The Final Countdown" postanowił na cześć twórców tego pokoleniowego hitu ochrzcić tą samą nazwą kontynent. Ku chwale. Nie umniejsza to faktu, że po słynnym albumie z 1986 roku Europe zaczęło się i skończyło zarazem. Przynajmniej dla masowego słuchacza, który poza "The Final Countdown" i może jeszcze "Carrie" nie zna dokonań świty Joeya Tempesta. Kapela na początku lat '90 umarła przecież na 10 lat i dopiero w 2003 roku wznowiła działalność, wydając w tym czasie pięć albumów, z których ubiegłoroczny "War of Kings" został przyjęty chyba najcieplej i udowodnił, że Europe to hardrockowa bestia. "Wojna królów" zapisała się złotymi zgłoskami wśród premier 2015 roku i spokojnie mogła wojować z najlepszymi krążkami z gatunku ciężkiego rocka.
Piekielnie dobre wokale Tempesta, który klasycznego rocka ma we krwi, przywodzą na myśl Dio, Gillana czy Coverdale'a. Ciężko sobie wyobrazić bardziej ikoniczne dla gatunku postacie. Z kolei John Norum w każdym numerze wyczarowuje kolejne chwytliwe, rock'n'rollowe riffy jakich nie powstydziliby się Page, Blackmoorem, Rhodes, a z późniejszych choćby Slash. Co numer to szlagier, co utwór to hard rockowa bomba, wliczając w to odpowiednio ckliwe ballady na nutkę Whitesnake. Nowy materiał jest fantastyczny, drapieżny, ma siłę tarana, przebojowość i duszę klasycznego hard rocka. Pisaliśmy o nim już przy okazji wersji podstawowej, toteż bez powtarzania argumentów - "War of Kings" to jedna z najlepszych ubiegłorocznych płyt swojego gatunku.
Edycja specjalna "Wojny królów", prócz materiału z wersji podstawowej, została wzbogacona o instrumentalny utwór "Vasastan" - gitarowo-klawiszową impresję mocno pachnącą Deep Purple ze Steve Morsem na gitarze. Czysta magia. Drugą nowinką jest wydanie w formie bookletu z 32 stronicową książeczką, na pewno spodoba się każdemu estecie. No dobrze, ale gdzie "The Final Countdown"? Przecież na ten numer każdy czeka. Jest, proszę się nie martwić! Na dodatkowej płytce DVD z koncertu, jaki Europe zagrali w 2015 roku na Wacken Open Air. Tempest i spółka odegrali tam większą część "War of Kings", prócz tego wzbogacili set o kilka starszych pozycji: cztery utwory z albumu "Out of This World" (1988: "Superstitious", "Sing of the Times", "Ready or Not", "Let the Good Times Rock"), "Girl from Lebanon" (z ostatniego przed rozpadem "Prisoners in Paradise"). Są też trzy kawałki z XXI wiecznej twórczości: "Last Look at Eden", "Firebox" i "The Beast". A na koniec śmietanka "Rock The Night" i - nomen omen - "The Final Countdown" (obie z albumu o tym samym tytule).
Grupa na scenie prezentuje się znakomicie, a sam koncert ogląda się bajecznie - zapewne wiele zespołów wydałoby go jako samodzielną płytkę DVD. Jeśli więc jakikolwiek fan klasycznego hard rocka (niekoniecznie Europe) nie ma jeszcze w swoich zbiorach "Wojny królów" niechże się dłużej nie zastanawia, bo raz, że ten album po prostu znać trzeba; a dwa, edycja specjalna jest na tyle interesująca, że zdecydowanie warto te parę groszy w stosunku do podstawy dołożyć i cieszyć się tymi wszystkimi atrakcyjkami od Europe.
Grzegorz Bryk
http://polkazwinylami.blogspot.com/