The American Dream Died
Gatunek: Rock i punk
Zabawa trwa. Trzydzieści jeden lat minęło od debiutu legendy nowojorskiego hardcore’a, mimo to nie ma mowy o zmęczeniu materiału. Przeciwnie, forma rośnie.
Potwierdzeniem moich słów jest najnowszy krążek Amerykanów. Malkontentom zamyka buzie, dotąd nieprzekonanych powinien przekonać, resztę czeka pełne zadowolenie. Szacunek i pokłony należą się Vinniemu Stigmie, że po tylu latach na scenie wciąż potrafi z siebie wykrzesać tyle znakomitych, nośnych riffów.
Z zaskoczeniem uświadomiłem sobie, że od wydania ostatniego LP nowojorczyków minęły już cztery lata. Wciąż mam świeżo w pamięci "My Life, My Way" i zestaw hitów, jakie zawierał. Tak się złożyło, że miałem okazję zobaczyć Agnostic Front na trasie promującej tę płytę i muszę powiedzieć, że zabawa była przednia. Swobodny przepływ energii ze sceny na publikę złożył się na udany gig. Cztery lata koncertowania i komponowania nowego materiału przynosi nowe kawałki, które na żywo będą zbierać swoje żniwo w postaci szalejącej publiki. Cieszy, że udało im się podtrzymać poziom poprzedniego wydawnictwa. Podobnie jak na "My Life, My Way", hit goni hit.
Produkcją "The American Dream Died" ponownie, jak w przypadku dwóch wcześniejszych wydawnictw, zajął się Freddy Cricien (Madball). Ze znakomitym skutkiem w postaci żywego, klarownego, energetycznego, mocnego brzmienia. A przy tym nieprzesadnie ciężkiego.
Album ma podobną strukturę do "My Life, My Way", wartko płynie nurt hardcore’a, czasem zmiesza się z thrash metalem, innym razem z punkiem/punk rockiem. Numery lecą jeden po drugim, każdy okraszony jest jakimś nośnym riffem. Zadziwiająca jest ta lekkość, z jaką Agnostic Front sypią kolejnymi tematami. Wszystko zagrane bez spinania się, jakbyśmy mieli do czynienia z jakąś młodą ekipą, która jeszcze się nie wyszumiała. "The American Dream Died" okraszony jest znakomitym hardcorowym riffem, "Police Violence" brzmi oldschoolowo, "Only In America" porywa refrenem, który chce się wykrzykiwać razem z muzykami. "Test of Time" uderza metalowym ciężarem. "We Walk The Line" pokazuje uliczny sznyt (świetny riff w refrenie). "Never Walk Alone" z gościnnym udziałem wokalistów Madball, Sick Of It All i H2O to punkrockowa petarda. Miłośnicy pogo będą szaleć przy "I Can’t Relate". Wreszcie klasyczny "Old New York", którego refren mógłby ponieść ludzi na barykady. I tak dalej. Szesnaście kawałków, żadnych zapychaczy, żadnego ściemniania i zwodzenia. Sam konkret.
Nowym wydawnictwem Agnostic Front nie wymyśla hardcore’a na nowo, przeciwnie muzycy bawią się w nawiązania do wczesnych lat '90 (złotej ery nowojorskiego hc), czasem sięgną głębiej, innym razem udowadniają, że wciąż trzymają rękę na pulsie współczesnego hardcore’a. Mnie najbardziej cieszy, że słychać i czuć, że robią to, co wciąż lubią. Słychać na tym krążku zespół, który nie musi, ale chce. I nie jest to jakieś smęcenie oderwanego od rzeczywistości oldboya, który myśli, że jest git, a ludzie słuchając go ziewają. Jak agnostycy krzyczą "We will attack", ja im wierzę, bo to, co leje się z głośników stanowi potwierdzenie tych słów. Nieustający atak.
Sebastian Urbańczyk