Last Tangle in Paris - Live 2012
Gatunek: Rock i punk
Ministry kolejny raz żegna się z fanami, jednak "Last Tangle in Paris - Live 2012" ma być podobno autentycznym epilogiem długiej i niewątpliwie burzliwej historii zespołu.
Al Jourgensen ponownie zabawił się w słowną gierkę związaną z tytułem wydawnictwa, biorąc jednak pod uwagę okoliczności jego premiery i zapowiadany koniec funkcjonowania zespołu w związku ze śmiercią gitarzysty Mike'a Scaccia, wyjściowa nazwa czyli "Ostatnie tango w Paryżu" pasowałaby tu równie dobrze.
Lider Ministry po raz drugi sięgnął do nagrań z ostatniej trasy "DeFiBRiLlaTouR" z 2012 r. i po koncertówce z Wacken "Enjoy the Quiet - Live at Wacken 2012", która ukazała się w ubiegłym roku, zaprezentował zapis występu z Paryża. Swoją drogą to ciekawa rzecz, że właśnie ten koncert trafił na srebrne krążki, ponieważ akurat w stolicy Francji odwodniony (to wersja oficjalna, zgodnie z którą we krwi Ala nie znaleziono narkotyków) Jourgensen zasłabł na scenie i został odwieziony do szpitala. Może więc lepiej brzmiałoby Last Collapse in Paris?
Najwyraźniej nie przeszkodziło to jednak w rejestracji koncertu, a może nawet ów moment zarejestrowano na DVD. Nie miałem jeszcze niestety okazji sprawdzić tego osobiście, bowiem wytwórnia uraczyła mnie najuboższym, czyli jednopłytowym wydaniem "Last Tangle in Paris", zawierającym CD wypełnione 12 kompozycjami. Kto chce mieć więcej, musi sięgnąć na przykład po edycję 2CD + DVD, wzbogaconą nie tylko o doznania wizualne, ale i o 5 dodatkowych kawałków w wersji audio (choć zdaje się, że nie pochodzących z paryskiego koncertu). Za to cała historii, stojąca za rejestracją albumu "Relapse", problemami zdrowotnymi Jourgensena, trasą "DeFiBRiLlaTouR", wydarzeniami w Paryżu oraz śmiercią Scacci opisana jest szczegółowo w booklecie.
Czy kupno "Last Tangle in Paris" ma sens, jeśli ktoś nabył już wcześniej koncertówkę z Wacken? Chyba tylko dla topniejącej (niestety) grupy najbardziej zagorzałych fanów Ministry, którzy zresztą zdecydowanie powinni pominąć najuboższą wersję. Obydwa gigi dzieli od siebie ledwie kilka dni. W Paryżu zespół wystąpił 28 lipca 2012 r., na Wacken natomiast 3 sierpnia. Nic dziwnego, że trudno o większe różnice w setliście, a najbardziej słychać to właśnie na jednopłytowym, pozbawionym bonusów wydaniu podstawowym "Last Tangle in Paris", które tylko minimalnie różni się od "Enjoy the Quiet". Te braki może osłodzić jednak właśnie krążek DVD.
Mamy do czynienia z oficjalną płytą live, więc nie można oczywiście przyczepić się do dźwięku. No chyba, że do jego nadmiernie dobrej jakości, niekoniecznie oddającej rzeczywiste doznania z obcowania z Ministry na żywo, kiedy zespół grzeje tak głośno, ile dała fabryka i bez szczególnego oglądania się na niuanse czy selektywność. Być może, gdyby w chwili rejestracji Jourgensen wiedział, że to już łabędzi śpiew Ministry, program gigu/gigów zawierałby więcej staroci czy niespodzianek. Gdybanie jednak nie ma sensu, a zawartość "Last Tangle in Paris" to po prostu miks kompozycji z promowanego wówczas albumu "Relapse" plus kilka dobrze osłuchanych utworów, z których najstarszym jest, podobnie jak w przypadku "Enjoy the Quiet", "Thieves" z "The Mind Is a Terrible Thing to Taste". Wszystko wykonane pewnie i poprawnie, ale raczej bez szans na większe uniesienia przy odsłuchu. Ach, gdyby tak można było usłyszeć choćby "Scarecrow", "Jesus Built My Hotrod", "Never Believe", "Stigmata", "Broken" czy cokolwiek z "Filth Pig" albo "Dark Side of the Spoon". Więcej brudnego industrialu, więcej klimatu, a mniej gwałtownego i prostego zasuwania do przodu. Niestety, nic z tego.
To właśnie powtarzalność jest największą bolączką "Last Tangle in Paris", choć zwrócą na nią uwagę przede wszystkim ci dobrze osłuchani z twórczością Ministry; zarówno tą studyjną, jak i koncertową. Pozostali, zwłaszcza fani szybkiej i mało finezyjnej, za to bardzo agresywnej muzy mogą się skusić i raczej nie będą żałować. A może nawet będzie to dla nich punkt wyjścia, by sięgnąć po starszą dyskografię zespołu. Czy "Last Tangle in Paris" to naprawdę ostatnie słowo Jourgensena pod szyldem Ministry? To wie tylko on sam. W końcu swego czasu śpiewał "You will never believe" i przecież zdarzało mu się już wcześniej w tej kwestii kłamać. Wydaje się jednak, że byłoby lepiej, gdyby tym razem dotrzymał słowa.
Szymon Kubicki