Przypomnijmy, że reprezentujący nurt art-rocka Niemcy z RPWL nagrywali już kiedyś w naszym kraju wydawnictwo koncertowe. Było to przy okazji I Festiwalu Rocka Progresywnego w katowickim Teatrze Śląskim w lutym 2009 roku, gdzie panowie zarejestrowali materiał na "The RPWL Live Experience".
Ciekawa była to płytka, tym bardziej, że pierwsza wizyjna w ich dorobku, a dodatkowo niejako zawierająca w sobie kwintesencję stylu RPWL. Można więc śmiało powiedzieć, że po czterech latach zespół powrócił na stare śmierci, bo po raz kolejny do Teatru Śląskiego im. Stanisława Wyspiańskiego, tyle, że z zupełnie innym celem, bowiem to już nie jakiś tam koncert, ale inscenizacja pierwszego w dorobku grupy albumu koncepcyjnego opartego na motywach filozofii nietzscheańskiej, w szczególności zaś utworze "Tako rzecze Zaratrustra" - "Beyond Man and Time" (2012).
Pod względem muzycznym grupa dość wiernie oddaje studyjny charakter utworów, dźwięki są dopieszczone, a samo wykonanie przemyślane i dopracowane, bez improwizacji (chociaż taki "The Fisherman" został spory kawałek wydłużony) czy wchodzenia w interakcję z widownią. Nutka w nutkę "Beyond Man and Time". Dwupłytowa wersja koncertu nie wnosi więc niczego zaskakującego w poczynania grupy. O wiele ciekawiej robi się, gdy zderzymy muzykę z warstwą wizualną, bowiem RPWL dopieścili swoje show w każdym calu, przez co trudni oderwać wzrok od ekranu, by przypadkiem nie przegapić jakiegoś smaczku. Tym bardziej, że fabuła w przypadku "Beyond Man and Time" jest dość istotna. By nie psuć zabawy ograniczmy się może do krótkiego wprowadzenia: ot, podróżnik przemierzając świat spotyka na swojej drodze różne postacie, które starają się przekazać mu pewne prawdy...
Historia daje więc spore pole do zaprezentowania aktorskich umiejętności Yogiemu Langowi, wcielającemu się w kolejno poznawanych bohaterów. Zbliżają się w tej materii panowie z RPWL do wczesnego Genesis, gdy Peter Gabriel podczas występów ubierał na siebie najróżniejsze (dziwaczne czasem) stroje. Podobnie jest z Langiem, którego kreacje dodatkowo ubarwiają występ - szczególnie imponujący jest kostium paskudnego garbusa z utworu "The Ugliest Man" (The Ugly)", ciekawie wyszedł też "The Shadow", gdzie Lang gra rolę cienia naśladując ruchy muzyków. Za spory plus trzeba też uznać prostą ale intrygującą choreografię w "We Are What We Are (The Keeper)" zsynchronizowaną z wyświetlaną przez rzutnik wizualizacją. Każdy utwór ma innego bohatera, więc bogactwo kreacji co najmniej imponuje. Wszystko to dodatkowo ubarwiają fenomenalne wizualizacje wyświetlane na rozmieszczonych w trzech miejscach sceny płótnach. Całkiem intrygującym pomysłem był również cień muzyków rzucany na owe płótna co tym samym przybliżało efekt do chińskiego teatru cieni. Tradycyjnie na występach RPWL warstwę muzyczną ubarwiają efekty świetle oraz różnokolorowe wiązki laserów kierowane w stronę publiczności. Wizualno-muzyczna strona przedstawienia - bo tak trzeba o koncercie RPWL mówić - przygotowana została iście perfekcyjnie.
O dodatkowe efekty zadbali montażyści, którzy w całkiem zmyślny sposób zmontowali sceniczne wojaże grupy ubarwiając je dodatkowo chociażby artworkami bookletu z "Beyond Man and Time". Może tylko rozpoczynający show "We Are What We Are (The Keeper)" sprawia wrażenie trochę przekombinowanego, chaotycznego od nadmiaru nałożonych na obraz efektów, niemniej przy kolejnym obejrzeniu staje się jednym z mocniejszych punktów "A Show Beyond Man And Time". Przy całej doskonałości pracy montażystów nie mogę zrozumieć tylko jednego: dlaczego mając tak bogatą paletę ujęć, niemal maniakalnie powraca to prezentujące całą scenę w momencie, gdy zza kadru wysuwa się żuraw z kamerą zasłaniając grupę. Wygląda to tak, jakby celowo realizatorzy chcieli się pochwalić, że z tym wysięgnikiem pracowali.
Ten jeden minus - jakkolwiek irytujący - nie ma jednak większego wpływu na uznanie "A Show Beyond Man And Time" za przedsięwzięcie nad wyraz udane. Kto wie, czy nie jest to wizualnie najlepszy spośród wszystkich koncertów zarejestrowanych przez Metal Mind w Teatrze Śląskim. Największa w tym oczywiście zasługa grupy RPWL, która popisała się kunsztowną muzyką oraz niebanalną jej oprawą wizualną zbliżając tym samym swoje show do przedstawienia teatralnego, onirycznego, nieco surrealistycznego. Ogląda się to z zaciekawieniem i ekscytacją nieraz w pełnym zachwycie smakując wizualizacje i efekty świetle. I może gdyby tylko scena była troszkę większa i żuraw mniej widoczny...
Grzegorz Bryk