All The Wars
Gatunek: Rock i punk
Panowie z The Pineapple Thief ostatnimi dwoma albumami udowodnili, że wielkie festiwale powinny zabiegać o ich występ.
Zarówno "Tightly Unwound" (2008) jak i "Someone Here Is Missing" (2010) potwierdziły, że Bruce Soorda i spółka są już niemal gotowi by wstąpić w szeregi pierwszej ligi współczesnego grania neoprogresywnego. Najważniejsze jednak, że brytyjska kapela regularnie serwuje słuchaczom nową porcję dźwięków - nie stoją w miejscu, wciąż coś tworzą i poszukują.
Owe poszukiwania zmierzają czasem w bardzo różnych kierunkach, bo już teraz mówić, że Pineapple Thief jest projektem niezwykle eklektyczny, to zdecydowanie za mało - to istne muzyczne déja vu. Udowadnia to zresztą kolejna w dyskografii zespołu płyta - "All The Wars". Wciąż słychać tu inspiracje takimi zespołami jak Radiohead, Archive, Muse, Massive Attack czy ostatnimi wydawnictwami Anathemy, The Black Noodle Project oraz Sylvan (Złodziejom Ananasów chyba najbliżej do niemieckiego zespołu). Dar mieszania wszystkiego z wszystkim mają Brytyjczycy nieprzeciętny. Przy okazji "All The Wars" elektronika i zapędy trip-hopowe, jakkolwiek obecne, są jednak mniej słyszalne niż na wcześniejszych płytach. Najnowszy album Pineapple Thief to bowiem przede wszystkim rzecz z typu rockowych, o czym zresztą Bruce Soord często wspomina. Za innowację można tu uznać zaproszenie do studia nagraniowego sekcji smyczków, która szczególnie pozytywne wrażenie robi przy okazji najbardziej epickiego na albumie "Reaching Out" - będącego również świetnym zwieńczeniem płyty. Na plus można zaliczyć fakt, że Pineapple Thief mając do dyspozycji 22 osobowy skład sekcji smyczkowej jakoś specjalnie tego nie eksponują, traktują raczej jako elegancki dodatek wchodzący w symbiozę z głównym nurtem poczynań grupy i nadający im osobliwego kolorytu.
Dominuje tu podstawa rockowa, czyli gitara, sekcja rytmiczna i wokal, przy czym zaznaczyć trzeba, że solówek czy rytmicznych łamańców na "All The Wars" raczej nie ma. Przeważa prostota formy i bynajmniej nie jest to zarzut rzucony w stronę albumu - tym bardziej, że słucha się tego bez większych zgrzytów. Fakt, melodie nie są jakoś specjalnie charyzmatyczne czy porywające, nie ma tu potencjalnych neoprogresywnych hitów, choć uroku takim utworom jak tytułowemu, melancholijnemu "All The Wars" czy balladowemu "One More Step Away" odebrać nie można. Smyczki w tych kawałkach robią swoje. Największe jednak wrażenie wywołuje niespełna dziesięciominutowy "Reaching Out", w swojej konstrukcji przypominający nieco największe kolosy Archive, z powolnym wstępem, zwolnieniem w środku utworu, później rozpędzaniem i wreszcie potężnym uderzeniem ściany dźwięku na koniec.
"All The Wars" to nie najlepszy materiał w dyskografii The Pineapple Thief - jest tu wprawdzie sporo rzeczy intrygujących, ale i trochę nijakich. Na pewno jednak jest to album udany, na dość wysokim poziomie zarówno muzycznym jak i realizatorskim. Bruce Soord i spółka nie mają się czego wstydzić, bo w podróży do bram alternatowyno-neoprogresywnego raju ta płyta na pewno nie będzie im zawadzać - ja jednak wciąż czekam na ich opus magnum, rzecz, która będzie artystycznym symbolem zespołu. Póki co jeszcze takiego krążka nie nagrali.
Grzegorz Bryk