Nie jestem jedynym, który, słusznie zresztą, zauważa, że dzisiejsze oblicze Foals nijak ma się do tego sprzed czterech luta. Grupa przeszła prawdziwą metamorfozę, i w tym przypadku mam wrażenie, że głównie za sprawą rozstania z jednym z założycieli grupy, basistą Walterem Gervesem.
Czy muzyk pieczołowicie dbający o niskie rejestry i puls w Foals był zarazem ogniwem rozpalającym rockowy żar? Najwyraźniej tak, ponieważ dzisiejsza inkarnacja Brytyjczyków, delikatnie mówiąc, flirtuje ze światem tanecznej, popowej elektroniki. Podobnie działo się w obozie MGMT, więc czas sprawdzić o co tyle szumu wokół „Everything Not Saved Will Be Lost”.
O ile czysto muzycznie najnowsze dzieło Foals dostarcza pozytywnych wrażeń, a paleta dziesięciu piosenek to mariaż wszelakich barw i emocji, tak pod tą magiczną peleryną schowane są bardzo trafne i raczej smutne analizy rzeczywistości. Yannis Philippakis dosadnie nazywa bolączki ludzkości, wieszcząc jej rychły koniec, będący następstwem kompletnego pomijania wyraźnych sygnałów od matki natury („Exits, „On The Luna”). Rzadko kiedy w tak, nazwijmy to, nośnej muzyce, można spotkać śmiałe i odważne treści (w tym i polityczne, oberwało się choćby Trumpowi).
Nie chciałbym jednak aby rozpatrywać tego albumu tylko poprzez teksty. Te, choć osobiste i nad wyraz mocne w porównaniu do tego co słyszymy, świetnie uzupełniają skoczne bity („In Degrees”) i leniwie momenty, w których muzyka Foals przybiera bardziej kontemplacyjny charakter („Sunday”, „Cafe D’Athens”). Gros płyty z pewnością sprawdzi się na koncertach (czekamy na Off Festival!) ale śmiem twierdzić, że w tym roku Brytyjczyków najlepiej będzie słuchać w domowym zaciszu. O ile teraz uderzają z luzem i zapraszają do tańca (narkotyczne „Syrups”), być może jesienią, kiedy pojawi się część druga „Everything Not Saved Will Be Lost”, mogą snuć zimne i naprawdę niepokojące historie.
Jeśli tak będzie, media chyba zgodnie nazwą ten rok rokiem Foals. Jak na razie nie przestaję zasłuchiwać się w bodaj najbardziej rockowym „White Onions”, czy nucić główny motyw z singlowego „Moonlight”. Rozbrat z gitarami wyszedł im na dobre. Zobaczymy na jak długo.