Jakże szybko gasną nam w dzisiejszych czasach idole młodzieży. Czyżby w XXI wieku talenty szybciej ulatywały?
Za każdym razem, gdy piszę o The Kooks, wspominam ich koncert podczas festiwalu Open'er 2009, kiedy to ich pojawienie się na scenie, wywołało wśród młodocianej publiki ogromną wrzawę. Młode panienki piszczały jak oszalałe na widok Luke'a Pritcharda i kolegów, a chłopaki poprawiali fryzury, by choć na chwilę upodobnić się do brytyjskiego bożyszcza.
I gdzie jest ta miłość pięć lat później? Nie ma jej nawet w Wielkiej Brytanii, która olała premierę czwartego krążka grupy, "Listen", bo tak należy nazwać 16 miejsce na liście przebojów załogi, która dotąd nigdy z dziesiątki nie wyleciała, a zazwyczaj pałętała się wokół szczytu.
Czy to oznacza, że The Kooks przestali grać przebojowo? Chodzi raczej o to, że ich fani już dawno wyrośli z takiej nuty, a młodsze pokolenia mają już swoich idoli. Wydaje mi się, że kapela strzeliła sobie w nogę słabym krążkiem "Junk of the Heart", na którym chciała udawać The Beatles, ale w sposób co najmniej nieudolny. Ich fani chcieli większej ilości zabawy, a nie podrabiania mistrzów ich dziadków i rodziców.
Co z tym fantem zrobili Pritchard i spółka? Znów postanowili wymyślić się na nowo. Na "Listen" sięgają po soul i funk, czyniąc to skądinąd całkiem sprawnie. Gospelowe zaśpiewy w "Around Town", cięta gitarka i charakterystyczne syntetyczne wstawki to wyznaczniki ich nowego stylu, które później objawią się w każdym kawałku z czwartej płyty.
Mnie słucha się "Listen" nad wyraz dobrze. The Kooks nie ustrzelają mnie żadnym wielkim przebojem, ale też nie nudzą. Serwują 40 minut przyjemnej zabawy, która a to zawiedzie ich w rejony roztańczonej wersji Lenny'ego Kravitza ("Forgive & Forget"), a to na chwilę oprowadzi nas po Londynie z czasu Stonesów ("It Was London"), by w końcu zaserwować luzacki funk z jazzującymi wstawkami ("Sweet Emotion").
Szkoda, że większość z dotychczasowych fanów The Kooks zupełnie zignoruje te poszukiwania, a ci, którzy nie lubili Brytyjczyków, nie będą mieli ochoty przekonać się, że warto zmienić zdanie. Ot, takie mamy czasy - beznadziejne dla idoli coraz szybciej dorastającej młodzieży.
Jurek Gibadło