Wygląda na to, że weterani z Tank przeżywają swoją drugą młodość. Dwa lata temu wydali bardzo dobrą płytę "War Machine" a teraz kolejna premiera.
"War Nation" to ponownie duża dawka (z bonusami to ponad godzina muzyki) klasycznego heavy metalowego grania w starym, dobrym stylu. Nie ma tu miejsca na żadne nowoczesne bajery, brzmieniowo-realizatorskie sztuczki, elektroniczne cudaki a wyłącznie bezlitosne, energetyczne, soczyste i rzetelne łojenie. I oto przecież w tym "sporcie" chodzi. W porównaniu z "War Machine" jest może ździebko mroczniej ale równie pięknie. Wszystkie premierowe kompozycje są po prostu wyborne, trzymają równy i wysoki poziom bez muzycznych mielizn i wypełniaczy. Świetne melodie i nośne refreny (nie mogę się uwolnić od tych z "Wings Of Heaven", "Justice For All" czy "Grace Of God"), a wszystko to ubrane w nawałnicę gitar elektrycznych, walącą na dwie stopy perkusję, dudniący bas no i wyjątkowy wokal Doogiego.
Już przy pierwszym przesłuchaniu "War Nation" zwróciłem uwagę na balladę "Dreamer". Wiadomo, że taki "smutas" powinien się na płycie znaleźć (na "War Machine" był to "After All") ale nie jest to w żadnym razie spełnienie tego niepisanego "obowiązku", ponieważ kompozycja jest rewelacyjna. Kapitalna melodia, pięknie zagrana i zaśpiewana - spokojnie mogłaby powalczyć na listach przebojów. Doogie White pokazuje w tym utworze dużą klasę, nie ma tu bowiem darcia ryja, a jego naturalny, pełen emocji i uroku wokal po prostu oczarowuje. Brawo Doogie. Fajnie się słucha instrumentalnego i oczywiście mocno gitarowego "Hard Road". Wymienione wyżej dwa utwory wyróżniają się z pośród pozostałych (nie licząc bonusów) i dlatego o nich wspomniałem. Reszty nie ma co opisywać tylko słuchać, słuchać, słuchać i cieszyć się. A naprawdę jest czym.
Krążek prezentuje bogaty wachlarz muzycznych możliwości zespołu bowiem obok dziesięciu "zasadniczych" pozycji jako bonusy dostajemy: jedno nagranie koncertowe, akustyczną wersję "Wasting My Life Away" pierwotnie zamieszczonego na albumie "Honour And Blood" z 1985 roku oraz alternatywną (czy raczej demo) wersję tytułowego kawałka z płyty "War Machine".
Nie mogę odmówić sobie przyjemności aby nie pochwalić wokalisty, bo coś mi się wydaje, że wszedł on z impetem na krótką listę moich ulubionych "krzykaczy" współczesnego rocka. Dysponuje mocnym głosem ale kiedy trzeba potrafi zaśpiewać łagodniej, a wszystko to ma swój urok. W ostatnich dwóch latach Doogie White wykazuję wyjątkowo dużą aktywność, bo obok dwóch materiałów nagranych z zespołem Tank ma na swym koncie jeszcze "Granite" (2012) z La Paz no i solowe wydawnictwo z 2011 roku zatytułowane "As Yet Untitled". Polecam zwłaszcza tę ostatnią pozycję, bo jest to możliwość poznania ponadprzeciętnych możliwości wokalnych Doogiego i to w różnych odmianach rocka.
No i na koniec może drobiazg, ale warto o tym wspomnieć. Okładka albumu nie zawiera wizerunku czołgu.
Robert Trusiak