"Już nie olsztyńska" formacja Vader, chyba nie musi nikomu niczego udowadniać. Chociaż, pewnie znajdą się i tacy, którzy na siłę będą się doszukiwać mniej lub bardziej znaczących upadków zespołu.
A to zmiany w składzie, dyktatura czy wreszcie - nie do końca przemawiająca muzyka. Z tym ostatnim ciężko się nie zgodzić, choć przyznać trzeba, że przy ''The Art of War'' niejeden fan śmierćmetalu mógł doznać spazmów radości (w tym niżej podpisany). Po eksperymentalnym jak na Vader ''Impressions in Blood'' (przy okazji, jak określić ''The Beast''?) przyszedł czas na niestety, ale w mojej skromnej opinii dość miałki krążek ''Necropolis'', o którym zapomniałem szybciej niż o porażce Manchesteru United z Barceloną (dwukrotnie).
Pozostawiając niezbyt odległą przeszłość w tyle, pragnę (o dziwo) wszem i wobec ogłosić, że Vader - a może bardziej Peter & Co. (nagrał/nagrali) najlepszy album od lat. Świeży jak cholera, oparty na bardzo mocnym rytmie, utrzymany w starym duchu, pod paroma względami album nowatorski, jak na ten kolektyw (i głównie mam tutaj na myśli kwestię solówek - brawo Pająk; i wysokich rejestrów wokali Petera). Charakterystyczna melodyka Vader ustępuje miejsca dla naprawdę konkretnych riffów - jak choćby ten podłożony pod blasty w utworze tytułowym.
''Powrót'' Vader - to rzeczywiście krok wstecz, do chwalebnych czasów tego zespołu, tyle, że siła rażenia potęgowana jest przez blasty Paula Jaroszewicza, który po sesji nagraniowej, a następnie zaraz po letniej trasie koncertowej, żegna się z zespołem. Na jego miejsce wkroczy niespełna dwudziestojednoletni Brytyjczyk, należący, jak niektórzy mogli już zauważyć na filmikach z serwisu Youtube, do nowej generacji perkusistów, która jest z blastem za pan brat. Ciekaw jestem, jak zastąpi już nie Daraya, a Pawła, bo robota którą ten odwalił na ''Welcome to The Morbid Reich'' jest wprost niesamowita.
Innymi słowy, jest wielokrotnie szybciej niż przedtem i jeszcze agresywniej. Machina do zabijania, jaką bez wątpienia jest Vader, pracuje na najwyższych obrotach, od ''The Black Eye'' po ''Black Velvet and Skulls of Steel''. A, byłbym zapomniał o nowej, podrasowanej wersji ''Decapitated Saints''. I jedyne co mnie irytuje, to napisy na skądinąd bardzo dobrej okładce, idealnie nadającej się na merchandise czy sceniczne ozdoby. We froncie autorstwa Zbigniewa Bielaka nie doszukuję się żadnych podtekstów i cieszę oko mroczną kompozycją.
Nucleart Blast może piać z zachwytu. Zarówno Decapitated jak i Vader - choć Ci drudzy chyba jednak bardziej - utwierdzili mnie w przekonaniu, że Polska wciąż ma swoje trzy grosze do powiedzenia na światowej scenie. Dajmy jeszcze szansę Azarath...
Grzegorz ''Chain'' Pindor