Mam nadzieję, że ''The Human Romance'' trafi do rąk muzyków In Flames - zwłaszcza teraz, gdy siedzą w studio, i da im to niezłego motywacyjnego kopa, by nagrać album lepszy od Darkest Hour. Co jak co, ale żeby inne zespoły w takiej stylistyce nagrywały albumy lepsze od In Flames nieczęsto się zdarza.
W ostatnim wywiadzie z gitarzystą Darkest Hour, dowiedziałem się, że ta waszyngtońska formacja od zawsze była i będzie zespołem melo death metalowym, a In Flames było, jest i będzie główną inspiracją. To też, wraz z wydaniem ''The Human Romance'', największą nobilitacją dla Darkest Hour byłby wpływ na to, co robią (i co zrobią) Szwedzi w swoim studio.
''The Human Romance'' opowiada historię rasy ludzkiej będącej pod wpływem zwierzęcych instynktów, tego, co rządzi nami i co nie pozwala nas tak naprawdę odróżnić od reszty żyjących gatunków. Opowieść to momentami dość zawiła, aczkolwiek, nie to zwraca moją uwagę. Przede wszystkim, ''The Human Romance'' to najbardziej melodyjny i złożony, ewidentnie wyróżniający się krążek na tle reszty wydawnictw zespołu. Jak widać, gdy trzydziestka na karku, czas na zmiany i dlatego muzycy częściowo zrezygnowali z super szybkiego, nie wiadomo jak bardzo koncertowego grania z ''The Eternal Return'', stawiając tym razem na klimat, melodie, harmonie, groove... prosto ze Szwecji.
Nie zmienia to jednak faktu, że ekipa Darkest Hour wciąż gra niezwykle ciężko, technicznie, dodając do tej melo death metalowej mieszanki szczyptę thrashu (''Your Everyday Disaster''). Smaczków na ''The Human Romance'' jest co niemiara. Czy to bardziej plemienne rytmy w końcówce ''Man & Swine'', idące w parze ze świetnymi samplami chóru i klawiszowym tłem, czy bardzo punkowe zacięcie w ''Violent by Nature'', nie mówiąc już o epickim, rozbudowanym, podniosłym na poły akustycznym, ośmiominutowym ''Terra Solaris''. ''The Human Romance'' chcąc nie chcąc, jawi mi się jako monolit, który w swej formie perfekcyjnie łączy melo death metalowe dziedzictwo Szwedów, z thrash metalowym zacięciem, a wszystko to na hardcore'owym kręgosłupie - co ważne, bez nagminnie wykorzystywanych teraz breakdownów. Muzyka Darkest Hour to w pełni metalowe granie i aż dziw bierze, że przez wielu po dziś dzień uznawani są za ostoję metalcore'a. W udzielonym wywiadzie, Mike Shleibaum powiedział, że nigdy nie byli, nie są i nie będą częścią tego ''nurtu''. Bardzo dobrze.
Mój osobisty faworyt na ''The Human Romance'' to ewidentnie In Flames'owy ''Savor the Kill'', niezwykle mocno zapadający w pamięć, i to nie tylko ze względu na bardzo intrygujący tekst, ale przede wszystkim dzięki doskonałemu, a jakże prostemu groove (oszczędna gra sekcji, a jaki efekt!). Drugim ''hiciorem'' jest ''Purgatory'', szybki, ale za to jak pięknie zwalniający w środku numer. Jeśli jednak, ktoś szuka popisów technicznych, a zapewniam, że jest czemu się tu przysłuchiwać, na pewno polubi ''Severed into Separates'', gdzie gra solowa obojga gitarzystów robi co najmniej dobre wrażenie. Odnośnie wokali, nie powiem niczego nowego - klasa. Choć John Henry tym razem nie zapędza się w zbyt czyste rejony, co zdarzało mu się przeszłości.
Na chwilę obecną ''The Human Romance'' to mój osobisty kandydat w kategorii album roku. Century Media ma jednak zaplanowanych kilka równie mocnych premier, a przecież wkrótce na świat wyjdą nowe dzieła Born of Osiris, All Shall Perish, Decapitated czy …. Morbid Angel (!). Szkoda, że ani Lamb of God ani Machine Head nie uraczy nas niczym nowym. Mówi się trudno, ale nie będę narzekał na brak muzyki. Zdecydowanie nie.
Grzegorz ''Chain'' Pindor