Podobno materiał na ''Hymn of a Broken Man'' powstawał już trzy lata temu. I jestem skłonny w to uwierzyć, a jeszcze bardziej w to, że ten krążek miał być wydany rok temu, tyle, że Killswitch Engage miało trochę za dużo na głowie. Poza tym, włodarze Roadrunner Records zdecydowali się narobić niemałego hype wokół tego wydawnictwa. Jak się okazuje, udało się im to w stu procentach.
''Hymn of a Broken Man'' jest i będzie najgorętszą premierą nadchodzących dwunastu miesięcy, a niektórzy muzycy już ogłosili ten krążek albumem roku. Z tą opinią wolałbym się jeszcze wstrzymać, ale jestem w stanie pokusić się o teorię, iż w klasycznym metalcore, a raczej w jego Killswitch'owskiej formie, nie ma i chyba jeszcze długo nie będzie niczego lepszego.
O tym co, i czy w ogóle dzieje się w szeregach Killswitch Engage zbytnio nie chce mi się rozpisywać. Wiem za to, że jeżeli Howard nie ogarnie swojego życia na tyle by ponownie w pełni poświęcić się grupie, KSE może po raz kolejny stracić wokalistę, a tym razem Philip Labonte z All That Remains nie będzie kandydatem numer jeden. A teraz, gwoli ścisłości, Times of Grace to projekt dwójki założycieli Killswitch Engage - Adama Dutkiewicza, ikony metalcore'a, jednego z najlepszych realizatorów i producentów współczesnego metalu oraz wokalisty w osobie Jesse'go Leacha. Ten ostatni po odejściu ze swej macierzystej formacji nieco milczał, od czasu do czasu jednak przypominając o swoich umiejętnościach w projekcie Seamless oraz, nieco później, w jego własnym zespole The Empire Shall Fall, gdzie na dobre powrócił do muzycznego światka. Moim skromnym zdaniemi debiut TESF to jedno z najlepszych muzycznych wydawnictw roku 2009 i nie jest to opinia stronnicza z racji na sam udział Jesse'ego.
Wracając do ''Hymn of a Broken Man''. Gdyby za mikrofonem stał Howard Jones można by rzec, że to kolejny świetny album Killswitch Engage i nie byłoby to żadnym wypaczeniem. Wręcz przeciwnie, zakładam, że w tej chwili (paradoksalnie, bo głównym kompozytorem wciąż pozostaje Adam D) reszta składu KSE pluje sobie w brodę, że ich ostatnie jak do tej pory dzieło, nie jest tak dobrym albumem jak ''Hymn of a Broken Man''. Debiut Times of Grace to nie tyle powrót do przeszłości z Panem Leachem na pokładzie, ale i rozwinięcie stylu o nieco stonera, balladowe, przystępne rockowe granie, oraz o brutalność, której ostatnio nieco brakowało grupie z Massachusetts.
Album otwiera energiczny, ciężki ''Strenght in Numbers'' z uzależniającym refrenem, doskonałą linią melodyczną, solem z tappingiem czy charakterystycznymi, unikalnymi dla Dutkiewicza melodiami. Od samego początku trwającego ponad pięćdziesiąt minut albumu słyszymy, że obaj panowie są w formie, a Adam D pozwala sobie na znacznie więcej niż tylko odegranie partii, bo i śpiewu (zarówno czystego jak i growli) w jego wykonaniu jest co niemiara. Gwoli ścisłości - Dutkiewicz odpowiedzialny jest za nagranie, miks, mastering, położenie śladów wszystkich instrumentów, napisanie lwiej części teksów oraz za wokale - jednym słowem nasz (prawie) rodak jest Bogiem. ''Fight For Life'' niszczy ciężarem, oraz bardzo mocno osadzonym groove. Jesse śpiewa zarówno nisko, growlując, aczkolwiek przez większą część utworu pozwala sobie na to, co wychodzi mu najlepiej - czyli na czysty śpiew. Numer trzy ''Willing'' to bardzo pozytywny, skoczny numer utrzymany w szybkim tempie, który spokojnie mógłby znaleźć się na ostatniej pozycji Killswitch Engage. Ba, jestem nawet w stanie sobie wyobrazić, jak zaśpiewałby to Howard, włącznie z tym zaciąganiem przy refrenie. Czwórka to ''Where The SpiritLeads Me'', piekielnie emocjonalny numer utrzymany w wolnym/średnim tempie, porażający wokalami Jess'ego, któremu z każdym utworem coraz częściej pomaga Adam. Tekst, siła głosu Leacha oraz niesamowicie przejmujący klimat kawałka, czynią z niego mojego osobistego faworyta i nowy hymn na rok 2011. ''Until the End of Days'' to bardzo przestrzenna, prosta w wymowie ballada podzielona na część stricte metalową oraz na ''plumkanie'' (śmiech). Piosenka (a tfu!) tytułowa to idealny koncertowy rocker, porównywalny do ''The End of the Heartache'' Killswitchów, podobna ilość emocji, ciężaru, a przede wszystkim bardzo chwytliwych melodii. I tak można do samego końca albumu....
Tylko po co, skoro ''Hymn of a Broken Man'' to monolit, niemalże klasyk dla tego typu grania, gdzie warto zarówno wprawić się w nostalgię przy miniaturze ''In the Arms of Mercy'', wykrzyczeć z siebie wszystkie negatywne emocje w trakcie pełnego blastów ''World Apart'' czy zasiąść prawie w spokoju przy bardzo stonerowym ''The Forgotten One''. Podsumowując, ''Hymn of a Broken Man'' to album, który łączy w sobie elementy znamienne dla metalcore'a, ale zarazem to materiał bogaty w dźwięki wykraczające poza jego szerokie rozumienie. Lekko popowe wtrącenia, motywy stoner/country, dobry, mocny niemalże indie rock - wszystko to zostaje zespolone w jedno, bardzo unikalne dla nich samych tworzywo. Ten duet udowodnił, że ma jeszcze sporo do powiedzenia, a Roadrunner United wchodzi w nowy rok z jedną z najlepszych pozycji w całym ich katalogu. W nadchodzących tygodniach, zwłaszcza przed lutową trasą projektu, dużo będzie się mówiło o Times of Grace w kontekście Killswitch Engage, ale każdy kto pozostaje w pełni zmysłów oraz śledzi to, co dzieje się na scenie, wie, iż nieprędko usłyszymy o czymś nowym z logo KSE - a zwłaszcza z Howardem Jonesem za mikrofonem. Times of Grace (zasłużenie) przejmuje palmę pierwszeństwa. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości.
Grzegorz ''Chain'' Pindor