„Szkice” to materiał niejako sensacyjny, dźwięki, o których wszyscy zapomnieli, a które odnalazły się podczas kwerendy i zgrywania taśm koncertowych Kobong. Jedna z nich podpisana była „Kokszoman”.
Bo „Szkice” to tak po prawdzie już nie Kobong a jeszcze nie Neuma. Nagrania pochodzą z tego okresu przejściowego gdy Robert Sadowski opuścił Kobong w 1998 roku co ostatecznie przyczyniło się do rozpadu legendarnej kapeli, a Bogdan Kondracki, Maciej Miechowicz i Wojtek Szymański szykowali się do stworzenia nowego projektu, który z początku miał nazywać się właśnie Kokszoman, a w finale stał się Neumą. Muzycy zgodnie twierdzą, że to nagrania z roku 1999 zarejestrowane przez Marcina „McGyver” Tepereka podczas jednej z ostatnich prób, w których wzięła udział również skrzypaczka Ewa Jabłońska znana choćby z Indukti.
Pierwsza myśl, która nasuwa się podczas odsłuchu „Szkiców” to fakt, że ten materiał brzmi bardzo dobrze. Odświeżony przez Adama Toczko, tego samego, który odpowiada za brzmienie wszystkich remasterów Kobong i Neuma, jest krystalicznie czysty – nie ma w sobie nic z majstrowanych na analogowych magnetofonach wprawek z sali prób. Szkicowe kompozycje odnalezione pod dwudziestu latach zostały odświeżone nie tylko w produkcji, ale również instrumentalnie. Kondracki dograł wokale a Miechowicz poprawił gitary. Nie zmienia to faktu, że utwory są jednak takie jak tytuł krążka, mocno szkicowe.
To zaledwie skrawki i zalążki pomysłów, które mogły przerodzić się w utwory, choć płyty mającej tak fragmentaryczny i rwany charakter słucha się całkiem nieźle. Doskonale słychać tu też jak matematyczny i połamany rytmicznie Kobong przeradza się w eksperymentalną i improwizowaną Neumę. Muzyka zdaje się dryfować gdzieś w nurty nut King Crimson z przełomu wieków, ale są drapieżniejsze i ciągnące jednak w kierunki rozwścieczonego metalu industrialnego. Szczególnie dobre wrażenie pozostawia sekcja Kondrackiego i Szymańskiego – Miechowicz natomiast uderza w tony acidowe i rozwrzeszczaną, narkotyczną psychodelię. Całość w obecnej formie ma posmak zapisu sesji awangardowej, alternatywnej kapeli, która poszukuje kierunku, w którym mogłaby pójść.
Jest więc na „Szkicach” dużo dźwięków, które zapowiadały świetny materiał w duchu Kobong, ale nigdy się nim nie stały, bo prace nad nim ostatecznie przerwano. To płyta, która ma na pewno sporą wartość historyczną, biorąc pod uwagę jak istotnymi zespołami były Kobong i Neuma. Jest to wciąż za dobry materiał by wydawać go jako bonus do płyt Neumy, ale i chyba jeszcze trochę za mało na pełnoprawny album. Aczkolwiek wielbicielom tego co niebanalne i poszukiwaczom muzycznych skrajności jak najbardziej polecam.