Nieco ponad miesiąc temu minęło 31 lat od premiery przełomowego dla Sepultury, klasycznego dziś albumu "Beneath the Remains". Tę niezbyt już okrągłą rocznicę wytwórnia Roadrunner uczciła kolejnym wznowieniem płyty, wzbogaconym o dodatkowy krążek z bonusami.
Rozmaitych reedycji "Beneath the Remains" było już sporo, co najlepiej świadczy o niesłabnącej popularności tej płyty, zasłużenie należącej dziś do ścisłej czołówki metalowego kanonu. Jednak trzy dekady temu Roadrunner w umiarkowany sposób wierzył w swych brazylijskich podopiecznych. Nagrywając materiał w grudniu 1988 roku w Nas Nuvens Studio w Rio De Janeiro, w najtańszych godzinach nocnych, zespół dysponował minimalnym budżetem i pracował z mało wówczas znanym, przybyłym ze Stanów Scottem Burnsem.
Krążek ukazał się 7 kwietnia 1989 w niewielkim nakładzie, zespół nie otrzymał za niego niemal żadnych pieniędzy, a na dodatek wybrana pierwotnie przez Maxa Cavalerę okładka autorstwa Michaela Whelana, decyzją wytwórni trafiła do Obituary (możecie podziwiać ją na "Cause of Death"). Ku początkowemu niezadowoleniu Maxa, Sepulturze przypadła inna praca Whelana zatytułowana 'Nightmare in Red' i dziś chyba nikt nie potrafi sobie wyobrazić "Beneath the Remains" z innym obrazkiem.
Dla Burnsa, wysłanego do Brazylii z Morrisound Recording w Tampie na Florydzie, "Beneath the Remains" był nisko płatną, ale za to pierwszą samodzielną, producencką robotą, a przy okazji, jak się wkrótce okazało, przepustką do prawdziwej kariery. Album jeszcze ważniejszy okazał się jednak dla ledwie 20-letnich muzyków z Belo Horizonte. Wydając swój debiut w barwach Roadrunner, a zarazem pierwszy krążek dostępny legalnie na całym świecie, Sepultura potężnym kopniakiem wyważyła drzwi do pierwszej ligi metalowego grania, statusu umacnianego kolejnymi, coraz popularniejszymi płytami, które jednak wyglądałyby pewnie inaczej, gdyby nie sukces "Beneath the Remains".
Bez owijania w bawełnę, "Beneath the Remains" to prawdziwy majstersztyk, metalowe arcydzieło, a każdy z zawartych na albumie kawałków do dziś urywa łeb przy samej dupie. Podszyta death metalem brutalność i nieokiełznana siła thrashu w wykonaniu Sepultury wciąż broni się doskonale. A 30 lat temu, gdy nagrywałem ów materiał z radia, gdzie prezentowany był w całości (co za czasy!), a potem kupowałem na pirackiej kasecie marki Takt, wręcz oszałamiała.
Krążek okazał się bardziej poukładany, dojrzalszy i zdecydowanie lepszy kompozycyjnie niż jego poprzednik "Schizophrenia", a jednocześnie bardziej surowy, pierwotny i bezkompromisowy niż przystępniejszy i lekko przyszlifowany następca, "Arise". Jednym słowem progres, ale bez kompromisów i konieczności przycinania pazurów. Dziś "Beneath the Remains" wciąż emanuje tym surowym klimatem i jest albumem wzorcowym, najlepiej utrwalającym, a właściwie definiującym klasyczne brzmienie Sepultury. Fenomenalnym punktem wyjścia, bez którego historia zespołu potoczyłaby się zupełnie inaczej.
Nadzwyczaj skromny, trójpanelowy digipack najnowszego, poddanego remasteringowi wznowienia mieści dwa wsuwane krążki CD (końcowa ocena z pewnością nie obejmuje sposobu wydania) i zawiera jeszcze sporo dodatkowych utworów, o których warto wspomnieć. Nie przepadam za bonusami, a historyczne albumy powinny, moim zdaniem, pozostać w oryginalnym kształcie, jednak w tym przypadku zachowują one chronologiczną spójność z głównym materiałem. Na pierwszy ogień idą znane z wcześniejszych wydań drumtracki "Inner Self" i "Mass Hypnosis", a także nagrany w ramach tej samej sesji cover Os Mutantes "A Hora e a Vez do Cabelo Nascer" (właścicielem studio Nas Nuvens, gdzie rejestrowano materiał, był Liminha, były basista Os Mutantes). Później, z perspektywy fana Sepultury, robi się znacznie ciekawiej.
Pracując w Rio De Janeiro zespół nie wyrobił się z całym materiałem i Max Cavalera musiał pojechać do Morrisound, aby dograć wokale do kilku utworów. Wznowienie "Beneath the Remains" zawiera niepublikowane wcześniej surowe nagrania z Nas Nuvens - pełne wersje czterech kompozycji oraz pięć instrumentalnych, do których później na Florydzie dodano wokale. Wśród nich jest m.in. największy hit z płyty "Inner Self", a także oczywiście "Stronger than Hate", do którego tekst napisał, już podczas pobytu Maxa w Stanach, lider Atheist, Kelly Shaefer. Shaefer wraz z Johnem Tardy z Obituary oraz Scottem Latourem i Francisem Howardem z Incubus dorzucili zresztą swoje trzy grosze podczas nagrywania tej kompozycji.
Wznowienie zamyka dziesięcioutworowy koncert zarejestrowany 22 września 1989 roku w Zeppelinhalle w niemieckim Kaufbeuren. Była to pierwsza europejska trasa Sepultury (i pierwszy zagraniczny wyjazd wszystkich, poza Maxem, muzyków grupy), podczas której zespół supportował Sodom. I choć Sodom promował wówczas swój kultowy dziś, trzeci krążek "Agent Orange", gdy tylko karawana opuściła Niemcy, to właśnie Brazylijczycy nieoczekiwanie stali się większą atrakcją. Publiczność w Paryżu czy Londynie tłumnie opuszczała salę po występie Sepultury, nie czekając na Niemców, co musiało wywoływać niemałą konsternację w ekipie Toma Angelrippera.
Surowe, naładowane adrenaliną i nieco chaotyczne koncertowe wykonania z Kaufbeuren, trzymane jednak w ryzach niezwykle precyzyjną grą Igora Cavalery, dobrze obrazują ówczesne oblicze grupy. Co ciekawe, już wówczas Max chętnie sięgał po covery - w programie występu znalazło się miejsce dla "Holiday in Cambodia" Dead Kennedys oraz "Symptom of the Universe" Black Sabbath.