Bury Your Dead

We Are Bury Your Dead

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Bury Your Dead
Recenzje
Grzegorz Pindor
2019-12-18
Bury Your Dead - We Are Bury Your Dead Bury Your Dead - We Are Bury Your Dead
Nasza ocena:
8 /10

O Bury Your Dead słuch zaginął równo osiem lat temu po wydaniu bardzo przeciętnego “Mosh n’roll”.

Grupa przeżywała nerwowe chwile związane z roszadami personalnymi; załogę opuścił m.in. Chris Towning, który zasilił Devildriver oraz Dustin Schoenhofer, którego zastąpił „zwolniony” wcześniej, legendarny w metalcorze perkusista Mike Castillo. Prawdę mówiąc, gdyby nie jego osoba najprawdopodobniej w ogóle nie sprawdziłbym nowej EP Bury Your Dead.

Cieszę się jednak, że dałem tej krótkiej płytce szanse. Przypomniałem sobie, dlaczego ten zespół swego czasu dość długo okupywał mój odtwarzacz (choć tęsknię za refrenami Myke’a Terry’ego). Panowie, jeszcze zanim Emmure stało się naprawdę wielkim zespołem, robili względnie podobne rzeczy (dodałbym tu jeszcze The Acacia Strain), może nawet lepiej, bo z większą mocą ale to, co odróżnia te wszystkie zespoły poza osobą charakterystycznego (i charyzmatycznego) wokalisty, to sekcja rytmiczna, która gra w unikalny i niemożliwy do podrobienia sposób. W przypadku Bury Your Dead stawiając na pierwszym miejscu wygar i brutalność, kosztem łamańców i zabawy metrum.

Mając tak dobry kręgosłup rytmiczny, dzisiejsze Bury Your Dead prezentuje intensywny miks hardcore’a, beatdownu i groove metalu. Amerykanie wzięli wszystko co najlepsze z tych gatunków, dodali do tego tylko szczyptę melodii, którą zaszyli pod gęstymi breakdownami, serwując nam w ten sposób pięć całkiem łatwo zapadających w pamięć utworów. Jeśli miałbym doszukiwać się analogii w ich dotychczasowym dorobku, to chyba najwięcej byłoby z wydanym w 2006 roku „Beauty and the Breakdown”, pierwszym albumie, który zagościł na liście Billboard, a który przysporzył Victory Records niemałego grona nowych klientów.

Z premierowej piątki najbardziej wyróżnia się „Oblivion” (swoją drogą, wszystkie numery wzięły swoje nazwy od filmów Toma Cruise’a), który z powodzeniem mógłby być utworem młodszych kolegów z Kublai Khan. Utrzymany w wolnym tempie, niemal 2-stepowy numer wgniata w ziemię ciężarem, a nieśpiesznie wylewający się z głośników bas, który stanowi tutaj czarnego konia całej EP, wzmaga apetyt na kolejne ciosy. Czasem wystarczy jeden, dobrze napisany riff, na którym opiera się niemal całą kompozycję aby zbierać zęby z podłogi. Nie inaczej jest z pozostałą czwórką, i choć Bury Your Dead w kwestii szybkości nie zamierzają ścigać się z konkurencją, to mają w zanadrzu kilka sprawdzonych sztuczek (główny riff i upbeatowy rytm w "Minority Report") oraz solidne podstawy do tego, aby rozdać w tym roku hardcore’owe karty. "We Are Bury Your Dead" to, obok nowego longplaya Lionheart, chyba najlepsze co w tym roku wyszło od „znanych i lubianych” w tym gatunku.