Non Iron

Innym niepotrzebni

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Non Iron
Recenzje
Grzegorz Bryk
2019-01-07
Non Iron - Innym niepotrzebni Non Iron - Innym niepotrzebni
Nasza ocena:
6 /10

Trudno o bardziej nietrafne spostrzeżenie, niż to Jędrzeja Kowalczyka z wkładki do reedycji debiutanckiego albumu zespołu Non Iron.

"Przesłuchując stare nagrania Non Iron, doszedłem do wniosku, że nie straciły nic ze świeżości brzmienia" - napisał perkusista. Tyle że brzmienie Non Iron zestarzało się i to bardzo. Jest wręcz anachroniczne. Tak nie brzmi się od dawna, nikt tak już nie gra, chyba, że rzeczywiście sili się na bycie dziedzicem spuścizny skandalicznie obcisłych spodni, opasek na głowie ala Rambo pod pierwszorzędnie natapirowanymi włosami. Pamiętajmy jednak, że grupy typu Steel Panther czy The Darkness tak naprawdę uprawiają pastisz, naśmiewają się z przejaskrawionej epoki. Sama stylistyka w jakiej zatopiony jest "Innym niepotrzebni" to po prawdzie wehikuł czasu, relikt przeszłości z czasów, gdy polskie zespoły zbyt bezrefleksyjnie próbowały gonić za modą na nową falę brytyjskiego heavy metalu, która w roku 1989, gdy ukazał się "Innym niepotrzebni", była już zresztą niemodna, bo karty rozgrywał grunge.

Prowadziło to do tworzenia tak kuriozalnych albumów jak równolatek "Innym niepotrzebni", "Mania szybkości" zespołu Fatum, gdzie w ramy rodzimego heavy metalu starano się zaaplikować tak modne w latach '80 syntezatory - pamiętacie tę bajeczną okładkę z dosiadającą podrasowanego Rometa Ogara tudzież Jawę 350 półnagą blondynką z gwiazdkami zasłaniającymi sutki? – dziś można sobie pożartować, że to dzieło było inspiracją coveru do „Painkiller” Judas Priest. Na odwrocie zespół Fatum dosiadał kosmicznego żółwia... Poczucie obciachu wówczas nie istniało. Z muzyką zawsze byliśmy nieco na peryferiach, zamknięci za żelazną kurtyną na powiew nowości.

Nawet na rodzimej scenie Non Iron nie byli niczym nowym. Wypadkowa hard rocka, heavy metalu i bluesa grała już wcześniej chociażby na albumach TSA, wliczając w to "Heavy Metal World", nim z nadejściem "Rock ’n’ Roll" (1988) Piekarczyk i spółka wyraźnie siłowali się z AC/DC, z całkiem zresztą przyjemnym dla słuchacza rezultatem. Na rzecz Non Iron zdecydowanie przemawiał skład znakomitych po dziś dzień muzyków, którzy weszli w szeregi bandu. Trzon stanowili instrumentaliści Turbo: basista Henryk Tomczak i gitarzysta Wojciech Hoffman - w późniejszej historii zespołu na wokalu pojawi się Grzegorz Kupczyk. Ale to właśnie Tomczak, Hoffman, Kowalczyk, wokalista Leszek Szpigiel i gitarzysta Janusz Musielak weszli w skład reaktywowanego Non Iron. Na początku 2019 roku wyruszą w trasę na cześć trzydziestolecia "Innym niepotrzebni" (właśnie z powodu tego jubileuszu postanowiono wznowić debiutancki krążek), a zarazem trasę pożegnalną.

Jak dziś, czyli z perspektywy trzydziestu lat, słucha się tych nagrań? Cóż, trochę jak nieźle zachowanego reliktu przeszłości. Pamiątki po brzmieniu, którego już nie ma i wspomnienia stylistyki, która nawet w momencie wydania w 1989 roku była już mocno nieświeża. Z drugiej strony wciąż niezłe wrażenie robi gitarowy warsztat Hoffmana i Musielaka, a sposób w jaki riffy łączą bluesa, heavy metal i hard rocka może się podobać, podobnie jak nieustannie dobre solówki. Album najlepiej wchodzi jako swego rodzaju powtórka z historii polskiego rocka, bo bez wątpienia są słuchacze, którzy nigdy nie mieli okazji Non Iron posłuchać, tym bardziej, że przez długie lata krążek był trudno dostępny. Teraz już nie ma starej, studenckiej wymówki, że panie Psorze nie przeczytałem, bo w bibliotece jeden egzemplarz, ale już wypożyczony...