Totenmesse to świeżynka w katalogu Pagan Records, ale między rogatym a prawdą, zespół tworzą dobrze znani jegomoście, stanowiący m.in. trzon krakowskiej Odrazy.
Mowa tutaj o stojącym za mikrofonem Stawroginem i kolegą od blastów, Priestem. W jakiejkolwiek konfiguracji i odmianie black metalu ta dwójka by nie próbowała sił, dostarczają pierwszorzędny materiał. Niestety, albo stety, choć na krążku słyszymy dodatkowe gardła (Wędrowcy Tułacze Zbiegi) nowy projekt nie uniknie porównań do wspomnianej wcześniej, przesiąkniętej defetyzmem i wódka Odrazy. Tamten twór póki co pozostaje dokładnie tam gdzie powinien, w piwnicy, undergroundzie – zwał jak zwał, i przyjdzie jeszcze czas aby sobie o nim przypomnieć. Nim to nastąpi „To” jawi się jako logiczny następca „Esperalem Tkane”, i jeśli ktoś doszukiwał się takiego w ubiegłorocznych Biesach, to był w poważnym błędzie.
W odróżnieniu od pozostałych (licznych) projektów w których udzielają się Priest i Stawrogin, Totenmesse to zespół z krwi i kości, który w niedalekiej przyszłości powinien koncertować. Wyjście z piwnicy w pięcioosobowym składzie to nie tylko powód do wypicia kolejnej flaszki w doborowym towarzystwie, co świetna wymówka aby pokazać „To” jak najszerszemu gronu odbiorców czarno metalowej sztuki. Uważam wręcz, że to właśnie „To” może poważnie namieszać w tegorocznych zestawieniach, bynajmniej nie ze względu na specyficzne kojarzące się Odrazą brzmienie (naturalność, flow) i nie mniej charakterystyczne teksty Stawrogina. Główny powód jest prozaiczny i mający pełne odzwierciedlenie w muzyce. Totenmesse nie wymyśla black metalu na nowo, a jedynie żongluje znanymi już tematami w sposób inteligentny, a miejscami, zwłaszcza w najszybszych momentach, z niemal młodzieńczą werwą. Materiał nie waliłby tak po pysku, gdyby nie intensywna gra Priesta, który obok Darkside’a jest obecnie moim ulubionym polskim perkusistą. W kwestii tego drugiego wydane znikąd i od czapy najnowsze Kriegsmaschine dowodzi, iż primo: rzeczy niemal wybitne doskonale nagrywa się we dwójkę, a secundo: to garowy ma w tym wypadku najwięcej do powiedzenia (rżnąca z Mgły i Kriesgsmaschine wychwalana na zachodzie Uada mogłaby wziąć to do serca).
Nie inaczej jest w Totenmesse, choć tutaj ścieżki bębnów są narzędziem potrzebnym do zniszczenia, właściwa „magia” dzieje się w warstwie tekstowej („Zamarzło”) i wokalnych popisach. Jeśli chodzi o black metal jest to najlepiej zaśpiewany i zaaranżowany materiał tego roku. Niestety album ma jedną, ale mocno psującą odbiór wadę. Kompletnie nie rozumiem umieszczenia tu coveru King Crimson, który może nie tyle szpeci „To”, co pokazuje grupę z zupełnie innej perspektywy, której po członkach Totenmesse nikt się nie spodziewał, ani tym bardziej nigdy nie chciał jej usłyszeć. O ile sam utwór klasyków prog rocka w żadnym wypadku się nie zdezaktualizował (tekst!), tak podanie go w formie dwuminutowego, karkołomnego strzału między oczy nie przemawia ani do mnie, ani - jak da się zaobserwować w innych recenzjach - do kolegów po piórze. Poza tym debiut Totenmesse to obowiązkowa lektura dla każdego fana krajowej ekstremy.