Unsung Prophets & Dead Messiahs
Gatunek: Metal
Na szóstym dużym albumie Orphaned Land zatytułowanym „Unsung Prophets & Dead Messiahs” Kobi Farhi zadaje pytanie: dlaczego wciąż ze sobą walczymy?
Sposób w jaki ten znakomity wokalista definiuje współczesny świat nie jest sprzyjający dla nas - jego mieszkańców. Kobi Farhi wymienia kolejno korupcję, zwierzęcą walkę o przetrwanie, zaślepienie i niewyedukowanie mas, obojętność wobec zła, otumanienie mediami, a także chciwość, którymi kierują się politycy i przywódcy religijni. Muzyk poszukuje jednak szans na poprawę moralną świata i odrodzenie humanizmu. Cytując słowa Janusza Korczaka, nawołujące do zmiany globu poprzez zmianę systemu edukacyjnego, oraz Alberta Einsteina, odrzucające obojętność wobec zła, Kobi Farhi wskazuje, że nadzieja dla świata istnieje. „Unsung Prophets & Dead Messiahs” przedstawia ludzi żyjących w jaskiniach i zakutych w kajdany, które nałożyli im polityczni i religijni rewolucjoniści. Orphaned Land nawołuje: Czas zrzucić te kajdany! Czas wyjść z jaskini! Niech odrodzi się filozofia pokojowego współistnienia!
W porównaniu z ostatnim albumem jedyną i oczywiście bardzo widoczną zmianą w składzie formacji jest nieobecność Yossiego Sassi. Wszechstronnie uzdolniony kompozytor, gitarzysta i instrumentalista odszedł z zespołu niedługo po premierze pamiętnego albumu „All Is One”, zaś jego miejsce zajął mniej znany szerszej publiczności Idan Amsalem. Na krążku, jak to w przypadku Orphaned Land bywa, wystąpił też poważny zaciąg zaproszonych muzyków: chórzyści, wokaliści, bliskowschodni instrumentaliści, a w prace nad albumem zaangażowali się także m.in. tłumacze i kulturoznawcy. Nad miksem albumu czuwał sam Jens Bogren. Łatwo więc o refleksję, że „Unsung Prophets & Dead Messiahs” został zarejestrowany z wielkim rozmachem. To wrażenie potęguje samo techniczne wydanie dzieła. Nie przypominam sobie piękniejszej edycji albumu, niż „Unsung Prophets & Dead Messiahs”. Owszem, żyjemy w czasach, w których wychodzą rozmaite wznowienia w cenie kilkuset złotych, jak choćby klasyczne albumy Pink Floyd, ale najnowsze dziecko Orphaned Land w edycji specjalnej nie kosztuje więcej, niż osiemdziesiąt złotych. Uwierzcie mi, warto je mieć! Chodzi zarówno o przepiękne opakowanie, stylizowane nieco na świętą księgę, jak również o dodatki, które weszły w skład owej edycji. Dość powiedzieć, że zawiera ona dodatkowy krążek z nagraniami live, miksami i coverami. Na żywo pojawia się dwukrotnie sam Steven Wilson, a prawdziwym rarytasem wydaje się orientalna interpretacja utworu „Jeremy” z repertuaru Pearl Jam. Pozostaje więc pytanie jak wobec tego bogactwa prezentuje się muzyka z regularnej części płyty?
Album otwiera piękna, niezwykle przestrzenna kompozycja „The Cave”. Temu otwarciu towarzyszą subtelne żeńskie wokalizy, które wprowadzają w orientalny klimat zarówno utworu, jak również całego albumu. Styl Orphaned Land nie ulega zmianie. Łączą tu się bowiem charakterystyczne dla orientu instrumentalne przestrzenie z metalową drapieżnością izraelskiej kapeli. Z jednej strony Kobi Farhi, wzmocniony efektownymi chórami, wspina się na wyżyny muzycznej refleksyjności, aby z drugiej strony dowodzić grupie metalowych instrumentalistów. To zestawienie, tak bardzo tożsame dla Orphaned Land, zapowiada w pierwszym utworze, iż „Unsung Prophets & Dead Messiahs” będzie kolejnym popisem na kanwie orientalnego metalu łączącego elementy rocka progresywnego i folkowej wrażliwości Bliskiego Wschodu. Efekt potęguje wielowątkowa struktura ośmiominutowego „The Cave”. Nieco krótsza jest za to kolejna kompozycja w talii albumu, „We Do Not Resist”, która charakteryzuje się intensywnym, metalowym klimatem, w którym czyste partie wokalne ustępują specyficznemu growlingowi, zaś klasyczni instrumentaliści przysłaniają nieco bliskowschodnie brzmienie zespołu. Tych ostatnich akcentów formacja oczywiście nie odrzuca – pojawiają się one w różnych miejscach „We Do Not Resist”, niemniej łatwo o wrażenie, że gdyby nie pustynna przestrzeń w finale, to otrzymalibyśmy jeden z najmocniejszych utworów Orphaned Land w ostatnich latach.
Jednak częściej na dystansie „Unsung Prophets & Dead Messiahs” pojawiają się kompozycje łączące równomiernie metal i orient, tak jak otwierający album wspomniany „The Cave”, czy też trzeci w rozdaniu „In Propaganda”. W tle wibrującego klimatu wybrzmiewa tu charakterystyczny wokal Kobiego Farhi, który nieomal rozkłada się na akustyczno-elektrycznych wypuszczeniach instrumentalistów grupy. To kompozycja bez wątpienia balladowa, dająca słuchaczowi czas na refleksje, których ten materiał dostarcza tak wiele. Interesujące, że przejście pomiędzy "In Propaganda", a kolejnym numerem, tj. „All Knowing Eye”, okazuje się nieomal niezauważalne. W ten sposób piękne partie gitary akustycznej w „All Knowing Eye” podtrzymują akcenty zaproponowane w balladowym poprzedniku. Można nawet odnieść wrażenie, że ta część płyty ma przebojowy, czy też nawet piosenkowy klimat, którego ostatecznie nie łamią mocniejsze partie gitarowe w finale „All Knowing Eye”. Orphaned Land tu bardzo łagodnieje. W tej atmosferze, rockowego orientu, kapela wita się ze słuchaczami egzotycznym językiem w „Yedidi”. Kompozycja zaśpiewana w całości w języku hebrajskim, oparta też na bliskowschodnim instrumentarium, dobrze wpisuje się w tożsamość zespołu i przede wszystkim w jego wrażliwość. Przy okazji można tu jednak odnieść wrażenie, że Idan Amsalem okazuje się nieco bardziej łagodnym gitarzystą, niż metalowo usposobiony Yossi Sassi.
Kolejne pokłady orientalizmów, bardziej w otoczeniu rocka, niż metalu, muzycy Orphaned Land proponują w „Chains Fall To Gravity”. Pozostajemy w balladowej aurze, choć potężne partie chórów w tym wielowątkowym utworze symbolizują, że za chwilę wydarzy się coś wielkiego. To trochę tak jak w otwierającym album „The Cave”, przeplatanym różnymi stanami muzycznych emocji. W istocie kolejny utwór, „Like Orpheus”, charakteryzuje się mocnym, dynamicznym klimatem. W tym miejscu odradza się drapieżność Orphaned Land, która po kilku refleksyjnych kompozycjach przybyła w najlepszym z możliwych momentów. Kobi Farhi brzmi fantastycznie, gdy śpiewa w otoczeniu bliskowschodnich instrumentów, ale jego prawdziwy talent daje się poznać dopiero wtedy, gdy łączy orient z metalem. Tego pierwszego i tego drugiego w „Like Orpheus” nie brakuje. To samo dotyczy porywających zagrywek instrumentalnych, w tym znakomitej, gotowej na improwizacje gitary. Muszę przyznać, że „Like Orpheus” to jeden z moich ulubionych utworów na nowym krążku zespołu z Izraela. Dobrą miał więc rękę człowiek, który zadecydował, że ta kompozycja będzie promowała płytę. To wręcz wymarzony singiel, ponieważ w pełni oddaje tożsamość Orphaned Land i metalu orientalnego, który ta kapela w zasadzie stworzyła w masowej świadomości słuchaczy.
W dalszej części krążka formacja zaproponowała jeszcze wiele wspaniałych momentów. Uduchowiona kompozycja „Poets Of Prophetic Messianism” zachwyca pięknymi żeńskimi wokalizami wplecionymi w bogatą sekcję chórów. Te partie słyszymy w otoczeniu instrumentów akustycznych lub tych specyficznych dla Bliskiego Wschodu. Zresztą klimat nie ulega zmianie w przypadku „Left Behind”, może nieco mniej patetycznego, niż poprzednik, ale wciąż poddanego wpływom chórów i akustycznych akcentów. Mocniejsza jest tutaj obecność wokalna Farhi, a metalowi instrumentaliści też przypominają o swoim muzycznym rdzeniu – fantastycznie prezentuje się finałowa improwizacja gitarowo-perkusyjna. To prawdziwy dynamit! Tymczasem do aury tajemnic Bliskiego Wschodu przybliża „My Brother's Keeper”. Ten świat, który wielu z nas zna z biblijnych przekazów, w muzyce Orphaned Land nabiera nowego wymiaru, takiego, który możemy odkryć zmysłem słuchu. Piękne orientalne przestrzenie, recytowany wokal, wreszcie śpiew, a do tego aranżacja, która przenosi słuchacza w świat znany mu tylko z telewizji muszą robić wrażenie. Do namacalnej, tej rockowej rzeczywistości, ostatecznie przywraca solówka gitarowa. Akcenty bliskowschodnie kontynuują jeszcze „Take My Hand”, wypełniony świetnymi zjazdami instrumentalnymi i pięknym solo gitarowym, a także „Only The Dead Have Seen The End Of War”, który osiąga agresywną, nawet brutalną jak na standardy zespołu, dynamikę opartą na klasycznym gitarowo-perkusyjnym instrumentarium (...być może wpływ na taki obrót spraw ma obecność tu znanego ze sceny death metalowej Tomasa Lindberga?).
Finał tego pięknego, jakże rozbudowanego i wielowątkowego albumu, okazuje się melancholijny. Orientalnej aurze "The Manifest - Epilogue" towarzyszy porozciągana gitara, która w widowiskowym, rockowym stylu przebija się poprzez rozmaite bliskowschodnie akcenty, w tym uwrażliwione partie smyczków. Od czasu do czasu, samodzielnie lub w otoczeniu chórów, odzywa się narrator, który w epilogu wytycza wskazówki dla ludzkości. Finałowe partie utworu, jakby nastawione w radio, tworzą smutną konkluzję, choć niepozbawianą wiary w człowieka. Słowa: „Don't let it happen” są kierowane do nas – do ludzkości. Czy będziemy umieli z nich skorzystać?
Z pewnością muzycy Orphaned Land potrafią skorzystać ze swoich talentów, ponieważ ich szósty duży krążek to dzieło niezwykle wartościowe, będące kolejną perłą w orientalnym metalu. W zespole, pomimo utraty fantastycznego gitarzysty, wciąż utrzymuje się progres tworzenia. Album „Unsung Prophets & Dead Messiahs” tak pięknie wydany, opatrzony w mądre i refleksyjne słowa, a nade wszystko zagrany i zaśpiewany po mistrzowsku, okazuje się nadzwyczajnym przeżyciem. Olśniewająca muzyka.