Memoriam

For The Fallen

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Memoriam
Recenzje
2017-03-31
Memoriam - For The Fallen Memoriam - For The Fallen
Nasza ocena:
6 /10

Memoriam. For the fallen. Miało być tak pięknie. Jeden z najbardziej charakterystycznych głosów w tym gatunku. Jeden z moich ulubionych bębniarzy. Legendy. Co poszło nie tak?

Memoriam to bezpośredni spadkobierca Bolt Thrower. Karl Willetts, wokalista tej znakomitej legendarnej formacji zaprosił do współpracy muzyków związanych z Benediction oraz byłego perkusistę swojego macierzystego zespołu Andy’ego Whale’a. Willetts i Whale nagrywali deathmetalowe arcydzieła (m.in. "The IVth Crusade" oraz "…For Victory"). W zamierzeniu zapewne miał to być hołd dla zmarłego w 2015 roku Martina Kearnsa, który choć zarejestrował z Bolt Thrower tylko dwa tytuły, to w zespole był znacznie dłużej. Ongiś dołączył na zastępstwo wspomnianego Whale’a.

Patrząc na skład, okładkę przygotowaną przez Dana Seagrave’a oraz tracklistę liczyłem na wiele dobrego. Niestety "For The Fallen" bliżej do "Honour-Valour-Pride". Wspomniany krążek nie był do końca nieudany. I takie jest "For The Fallen". Nie całkiem nieudane. Podobnie jak "Honour-Valour-Pride" ma swoje momenty. Jestem tylko trochę zaskoczony pozytywnym odzewem, jaki wylewa się z internetu. Moim zdaniem świadczy to tylko o tym, jaką estymą darzony był Bolt Thrower. Sam nie oczekiwałem wielkiego dzieła, jedynie czegoś, czego słuchanie sprawi zwyczajną przyjemność. Jak swego czasu "Mercenary".

Czysto muzycznie Memoriam nawiązuje do spuścizny Bolt Thrower. Niestety, jest to dalekie echo. Miało być mięso, a otrzymałem mizerię. Miał być czołg i armatnie wystrzały, a nie klejenie modeli i strzelanie z kapiszonów. Wszystko poszło w złą stronę. Począwszy od brzmienia, przez wokale, na samych kompozycjach kończąc.

Wiele sobie obiecywałem po obecności Whale’a, który wypracował w Bolt Thrower charakterystyczny styl. Jego gra stała się znakiem rozpoznawczym ekipy z Coventry. Był tak samo ważnym elementem, co gitarzyści. To, co zagrał na "War Master", "The IVth Crusade", a zwłaszcza na "…For Victory" to absolutne mistrzostwo. Te materiały byłyby kalekie bez niego. Na "For The Fallen" jego partie są zwyczajnie pospolite. Poprawne. Nic więcej. Nuda.

Willetts. Jeden z moich ulubionych i z pewnością jeden z najbardziej charakterystycznych wokali w tym gatunku. Nie mogłem przeżyć jego odejścia z Bolt Thrower. Nie potrafiłem słuchać "Honour-Valour-Pride" z wokalizami Ingrama. Tutaj cień samego siebie.

Wreszcie to, czym stało Bolt Thrower. Gitary. Thomson i Ward dali światu dziesiątki niepowtarzalnych riffów. Wypracowali unikatowe brzmienie. Ich gitary potrafiły przejechać się bezlitośnie po słuchaczu niczym Cruiser MK IV, ale też zapłakać nad poległymi niebanalną melodią. "For The Fallen" zawiera osiem numerów, które dłużą się jak czas u cioci na imieninach. Kwadratowe riffy, aranżacyjne przeciętniactwo, pustka wypełniają te nieco ponad czterdzieści minut spędzonych z tym wydawnictwem.

Brzmieniu brakuje dynamiki, jest kanciaste i płaskie, co sprawia, że całość wydaje się pozbawiona życia. Muza Bolt Thrower płynęła wartko, nie było mowy o mieliznach. Pamiętacie otwarcie "The IVth Crusade" albo riff z "War", które rozpoczynało "…For Victory"? Na "For The Fallen" nie ma zbyt wielu partii wartych zapamiętania.

Myślę, że za jakiś czas muzycy Memoriam usiądą, posłuchają tej płyty i dojdą do wniosku, że coś poszło nie tak. Inaczej to miało wyglądać. Znajdą się też osoby, które trafią na ten tytuł na półce i zaczną się zastanawiać, czemu nie pamiętają zawartości. Potem odpalą krążek w stereo i zaczną się zastanawiać, czemu w ogóle stoi to na ich półce, kiedy jest tyle ciekawszych produkcji. Do następnego. Oby w ciekawszych okolicznościach. Ze wszystkich płyt Bolt Thrower ta nagrana przez Memoriam jest najsłabsza.

Sebastian Urbańczyk


Zdaniem Grzegorza Pindora


Death metal wcale nie umarł, a śmiem twierdzić, że dawno nie miał się tak dobrze. Nie tylko dzięki nowym ekipom, jak Rivers of Nihil, które odświeżają brutalny wyziew, co dzięki formacjom tak cenionym w undergroundzie jak choćby popularna u nas ekipa Dead Congregation. Choć nie wszyscy, którzy stanowią o sile gatunku są nowicjuszami, słuchacze mają w czym przebierać. Do głosu od czasu do czasu dochodzą ci naprawdę wielcy. Nie inaczej jest w przypadku Memoriam - supergrupy powstałej na gruzach Bolt Thrower.

Niejednokrotnie powtarzałem, że moim osobistym numerem jeden w death metalu są twórcy "The IVth Crusade" i zdania nie zmienię. Angielski czołg odszedł w niebyt wraz ze śmiercią perkusyjnego motoru napędowego, więc trzeba cieszyć się tym co mamy. A mamy nie lada gratkę, bo Memoriam to konglomerat oparty na filarach Benediction i Bolt Thrower. Słuchacz otrzymuje potężną dawkę death metalu opartego na prostych, cholernie bujających riffach, który jeśli przyśpiesza, to tylko po to, aby pokazać powiązania obu ekip - a raczej ich początków - z punkiem i grindcorem. Tych momentów jest dość sporo, ale to może i lepiej. Panowie mają się na co wkurzać, a militarny sznyt (okładka, teksty) pasuje do grupy jak ulał.

Paradoksalnie "For the Fallen" ma jedną wadę-zaletę. Otóż, jest to krążek jakiego wyczekiwali wszyscy fani zespołu Karla Willettsa, ale nie zaspokaja pragnień i trochę niepotrzebnie rozbudza apetyt. Pomimo salwy z naprawdę dużego działa, po raptem ośmiu utworach utrzymanych w mocno surowym brzmieniu, potencjalna ofiara pocisku Memoriam szybko podnosi się z ziemi, uświadamiając sobie, że być może jest to jednorazowy wybryk.

Skąd taka myśl? Wszak brytyjski kwartet składa hołd dla przedwcześnie zmarłego Martina Kearnsa i nie chciałbym, aby laurka wystawiona perkusiście szybko wypłowiała, bo rynek muzyczny nie jest w stanie odpowiednio wchłonąć i docenić takiego grania. Nie ma tu blastów, technicznych fajerwerków, i gdyby zespołu nie tworzyli "znani i lubiani" pewnie mieli by co najmniej pod górkę. A tak, kapelą zainteresowało się Nuclear Blast, obdarzając potężnym kredytem zaufania i strzałem gotówki, a my, słuchacze, zostajemy rozjechani przez czołg, kierowany przez wybitnie utalentowane grono. Może trochę zmęczone życiem i niechętnie wymyślające deathmetalowe koło na nowo, ale sprawdzone w bojach jak mało kto.

8/10

Grzegorz Pindor


Powiązane artykuły