Korn

Serenity of Suffering

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Korn
Recenzje
2017-01-27
Korn - Serenity of Suffering Korn - Serenity of Suffering
Nasza ocena:
8 /10

Blisko dekadę zajęło Kornowi zrozumienie, że najlepsze co mogą zrobić, to grać swój nu-metal, bez spiny, bez oglądania się na trendy (od dubstepu przez djent) i sugestie producentów.

Nie sądziłem, że będę tego zespołu bronił, ale "Serenity of Suffering" to kawał pierwszorzędnego, wściekłego grania, pełnego odniesień do chwalebnej przeszłości muzyków z Bakersfield. Wszystko to w nowoczesnej (nie mylić z plastikową!) oprawie brzmieniowej, dzięki czemu Davis i spółka, choć nie grają niczego nowego, rozstawiają po kątach metalcore’owców i wszystkich przedstawicieli nowej fani nu-metalu. Nikt nie spodziewał się takiej ściany dźwięki, ani nikt nie przypuszczał, że kiedy padnie hasło Korn nie będzie trzeba się wstydzić.

Jedenaście premierowych utworów składa się na potężny wygar, który chłopom mocno po czterdziestce, zwłaszcza w mainstreamie, niemal kompletnie nie przystoi. Nie wiem, skąd w tych panach tyle wkurwienia (i na co), ale chwała im za to, bo zarówno wokalnie, jak i pod względem kompozytorskim to najlepsze co się im przytrafiło od lat. Młodzi słuchacze mogą kojarzyć zespół z kilku singli, ale jeśli mieliby wkroczyć w świat nu-metalu właśnie dzięki tej płycie, to nie dość, że wybaczam im chęć taplania się w tym bagnie, to polecam ten album jako mocne podsumowanie całej historii nurtu. Burzliwej, pełnej dramatycznych zwrotów akcji i niemałego trzęsienia ziemi - zarówno wizerunkowego jak i muzycznego

Korn w formie to zespół monstrum, niszczący wszystko na swojej drodze, krocząc powoli, rzadko kiedy przyśpieszając. W końcu za zestawem siedzi czarodziej Luzier, będący żywym dowodem na to, jak można grać piekielnie gęsto, w pewnym sensie "stojąc w miejscu". Łamańce to specjalność tego zespołu, a umiejętnie wpleciona niemal taneczna elektronika ("Take Me") potęguje impet i nadaje płynności kolejnym atakom.


Co warto Kornowi wypomnieć? Może zbytnie trzymanie się wypracowanej stylistyki. Nie oczekuję rewolucji, regres tez nie jest jakoś szczególnie mile widziany, ale odnoszę wrażenie, że postawa "wszystko nam wolno" to trochę za mało. Owszem, "Serenity of Suffering" przywraca wiarę nie tylko w ten mocno "młodzieżowy metal" oraz w sens istnienia samego Korna, ale pozostawia skromny niedosyt. Słuchacz łaknie więcej, niekoniecznie kolejnego ataku na małżowiny, co emocjonalnego rollercoastera ("Everything Falls Apart"), który po każdej kolejnej przejażdżce pozostawi narkotyczne pragnienie kolejnej dawki. Na razie rozbudza apetyt i drąży pustkę. Korn i mrok? W to mi graj.

Grzegorz Pindor