Debiut długogrający krakowskiej grupy Sadman Institute, to płytka z jednej strony bardzo niepozorna, bo nie od razu chwyta i przyciąga na dłużej uwagę; z drugiej zaś jest niestety nierówna pod względem prezentowanego materiału.
Wymagania są tym wyższe, gdy widzi się metkę "progresywny metal" - gatunek tyleż wdzięczny, co bezlitosny, bo nawet w Polsce mający olbrzymią grupę reprezentantów prezentujących poziom największych festiwali progresywnych. Dodajmy do tego, że sam metal w naszym kraju może poszczycić się długoletnią tradycją i gigantycznym podziemiem, z którego wyrosło wiele światowych dziś potęg, w Polsce niekoniecznie znanych. Sadman Intitute chwycili więc w dłonie pług z głębokim lemieszem, a orać - jeśli już trzymamy się rolniczej metaforyki - przyszło im trochę jakby pod górkę, w porządnie ubitej glebie. Nie ułatwia zadania również fakt, że polskie debiuty ostatnich lat, przy których przewija się łatka "progresywny", stoją na zadziwiająco wysokim poziomie muzycznym.
Gdy mówi się progresywny metal, znamienita część słuchaczy od razu ma na myśli Dream Theater - niestety, są to grzechy mainstreamu, za które gatunek musi płacić. Sadman Institute nie idzie w kierunku tej technicznej, instrumentalnie ekwilibrystycznej stylistyki. Zespół nie bawi się w zaskakujące drabinki na gryfie czy klawiszowe szaleństwa, a stara się raczej tworzyć klimat bliższy mrocznym wojażom A Perfect Circle, tyle że z pomocą bardziej standardowych, może nawet szablonowych środków. Nie śrubują też żadnych rekordów metrum trzymając się raczej tempa powolnego. Prócz czysto zaśpiewanych partii, sporo tu przekonującego growlingu (kto wie czy nawet nie bardziej przekonującego niż partie czyste). W pewnych wątkach swego muzycznego oblicza Sadman Institute przypomina grupę Opeth, choć to co stanowi o sile zespołu Mikaela Akerfeldta, niekoniecznie urzeka w wydaniu Krakowian.
Chodzi głównie o mało wyraziste fragmenty akustyczne. Przede wszystkim w utworach "Sacrifice" i "Rotten Home", gdzie zamiast czystej gitary elektrycznej można było bez kompleksów użyć akustyka. Brzmiałoby to zwyczajnie lepiej i stanowiło o wyjątkowości i subtelności, a także organiczności akustycznych chwil serwowanych przez Sadman Institute. Tymczasem te momenty wypadają źle, nie przekonują. Drugim grzechem krążka jest nierówny poziom utworów. "Rotten Home" mógłby być całkiem niezłym numerem, gdyby nie był słabo zaśpiewany w refrenie, ale z bardzo dobrymi wokalizami i zwrotkami; podobnie wspomniany, eteryczny "Sacrifice" - tu dodatkowo dochodzą te nieszczęsny fragmenty akustyczne, brzmiące mało profesjonalnie.
Żeby jednak nie było zbyt ostro, to trzeba dostrzec również niewątpliwe zalety debiutu Sadman Institute. Przede wszystkim świetną, szachującą niestandardowymi podziałami rytmicznymi perkusję. Druga sprawa to całkiem niezgorsze fragmenty instrumentalne oraz konstrukcja tych lepszych numerów na płycie. "Ash And Dust" to bardzo dobre otwarcie albumu, z pomysłami, ciekawą solówką, pełne dynamizmu i metalowego pazura. Najlepszy na albumie "F.T." potrafi zaciekawić dobrym wściekłym na heavy metalową modłę refrenem, interesującymi zmianami napięć i gitarowymi zagrywkami. Nie ma co narzekać również na kończący album, niemal dziesięciominutowy "Trapped Between". Do tych kawałków chce się wracać, je się pamięta. Całkiem sprawnie prezentuje się też "Take it All" - tu jednak gościnny growling nie ma życia, zupełnie jakby gardło nie dawało już rady, zabrakło siary.
Ostatecznie zespół zaprezentował poprawny debiut, w którym bez wątpienia można wyczuć pasję tworzenia i grania. Niestety to trochę za mało by popaść w zachwyt, szczególnie w obliczu tak fantastycznych pierwszych płyt jak "Beyond the Frontier" (Hellhaven), tegorocznego "Limbosis" Abstraktu, ubiegłorocznego "Round Square of The Triangle" (Art of Illusion) czy nawet klasycznego już "Time Must Have a Stop" (Votum). Polski progresywny metal prezentuje bardzo wysoki poziom i "Revival" wypada na tym tle raczej poprawnie. Bez wątpienia jest to jednak grupa z pomysłami i pasją, mająca już swoją wizję grania i konsekwentnie dążąca do jej zaprezentowania. To ważne, szczególnie, gdy konstrukcje utworów są co najmniej ciekawe, a szwankuje nie tyle poziom kompozycji, co ich techniczne niedoskonałości. To przy odrobinie pracy da się jednak poprawić i wierzę, że Sadman Institute wyciągną wnioski z minusów "Revival".
Grzegorz Bryk