Już sam tytuł i wygląd szaty graficznej albumu nie pozostawiają wątpliwości - pancerna dywizja Marduk powróciła na front.
W tym roku Marduk obchodzi ćwierćwiecze istnienia, ale równie ważną liczbą w jego biografii jest 11 - tyle lat rolę frontmana zespołu pełni Mortuus. Od tego momentu, wraz z bardzo dobrym, przynoszącym powiew świeżości "Plague Angel" Szwedzi złapali drugi oddech i zainaugurowali nowy etap w swej muzycznej karierze. Morgan i jego ekipa nauczyli się wreszcie odpowiednio puszczać pedał gazu, zrozumieli znaczenie klimatu w muzyce, wprowadzili do twórczości więcej powietrza i mistycznej aury - zwłaszcza ta ostatnia zmiana powszechnie przypisywana była Mortuusowi. Już następny krążek, doskonały "Rom 5:12" z 2007 roku nie tylko zapoczątkował przerwę w militarnych opowieściach tak częstych na wcześniejszych krążkach, ale oznaczał całkowicie nową, bez dwóch zdań lepszą jakość, kontynuowaną na świetnych kolejnych płytach "Wormwood" i "Serpent Sermon".
Być może ponownie przywrócona do liryków tematyka wojenna sprawia, że "Frontschwein" w pierwszej chwili wydaje się być prostym powrotem do czasów "Plague Angel", a nawet słynnej "Panzer Division Marduk", definiującej okres, kiedy to Marduk szaleńczo pędził na złamanie karku, niestety - co dziś słychać jeszcze wyraźniej - zazwyczaj całkiem bez ładu i składu. W świeżo skierowanym do walki oddziale jedenastu (albo, w zależności od wydania, dwunastu) frontowych świń, początkowo uwagę zwracają więc osobniki najagresywniejsze - "Frontschwein", "Afrika", "Rope of Regret" czy "Thousand-Fold Death" - niczym klasyczne mięso armatnie (do tego terminu odnosi się tytuł płyty) rzucane na front w pierwszej kolejności. Szwedzi, umieszczając na "Frontschwein" opowieść o niemieckim 503 Batalionie Czołgów Ciężkich zdają się nawet wprost sugerować związek nowego albumu z "Panzer Division Marduk", na którym zaprezentowali Batalion nr 502. Przejście z gwałtownego, wręcz chaotycznego "502" do marszowego, rytualnego i bardzo charakterystycznego dla nowego oblicza zespołu "503" można jednak potraktować symbolicznie.
W istocie bowiem Szwedzi wcale nie zamierzają porzucać mistycznej, bardziej atmosferycznej odsłony, o czym prócz świetnego "503" świadczą również "Wartheland" czy "Nebelwerfer", przynoszący podobne wibracje jak "Accuser / Opposer" z "Rom 5:12", w którym udzielał się frontman Primordial A.A. Nemtheanga. Właśnie takiego Marduka lubię najbardziej i właśnie takiego Marduka chciałbym słyszeć jak najczęściej. Mniej więcej pośrodku linii frontu, na którym agresja starła się z klimatem, znalazły się ośmiominutowy "Doomsday Elite", "Falaise: Cauldron of Blood", chwytliwy "Between the Wolf-Packs" czy "The Blond Beast", który zwraca uwagę wyjątkowo prostym beatem perkusji i dziwnym, pracującym obok rytmu hi-hatem. Szkoda też, że "Warschau III Necropolis" znalazł się jedynie na limitowanej wersji "Frontschwein", bowiem ten bardziej militarny kuzyn znanego z "Rom 5:12" religijnego "1651", wskazujący na nieprzemijające zainteresowanie zespołu martial industrialem, doskonale sprawdza się w roli klamry zamykającej materiał.
Podobnie jak na wcześniejszych krążkach, Marduk wciąż z sukcesem miesza szybkość z transowością. "Frontschwein" trzyma wysoki poziom i nie odbiega szczególnie od pozostałych, nagranych z Mortuusem płyt, choć wydaje mi się nieco bardziej nierówny od tryptyku "Rom 5:12" - "Wormwood" - "Serpent Sermon". Tak czy owak, Szwedzi w bardzo dobrym stylu wrócili na front, choć moim zdaniem wcale nie w mundurach, a w religijnych szatkach bardziej jest im do twarzy.
Szymon Kubicki