Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć. Tom 1
Gatunek: Metal
"Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć". Metallica? Czy świat rzeczywiście potrzebuje kolejnej książki o tym zespole?
Czy można dodać coś nowego do prześwietlonej na wszystkie strony historii grupy pryszczatych nastolatków (spójrzcie na jakże twarzowe zdjęcie na okładce), którzy przedziwnym zrządzeniem losu rozkręcili potężną muzyczno-biznesową machinę, po czym przekształcili ją w jedną z największych kapel na planecie? W "Led Zeppelin swojego pokolenia" - jak chcą autorzy, zapominający zresztą najwyraźniej, że Bogowie mogą być przecież tylko jedni i niestety raczej już nie wrócą... "Żaden inny rockowy zespół nie odniesie podobnego sukcesu" - wieszczą w prologu Brannigan i Winwood, dziennikarze, którzy zgodnie z zasadą "skoro się wspinać, to dlaczego nie od razu na Mount Everest", postanowili po swojemu zmierzyć się z metallikowym tematem.
Rozwiewając, już na wstępie, wszelkie wątpliwości czy nadzieje fanów Metalliki oraz odpowiadając na postawione wcześniej pytania, muszę przyznać, że wszystko wskazuje na to, że nic nowego do opowieści o losach kapeli dodać już nie można. A przynajmniej nie zrobili tego Brannigan i Winwood. Nie oznacza to jednak, że po "Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć" nie warto sięgnąć. Nie tylko dlatego, że los Ulricha, Hetfielda i spółki to doskonałe ucieleśnienie klasycznego amerykańskiego snu o sławie, kasie oraz - odwołując się do biografii Mety autorstwa Micka Walla - dzikich laskach i szybkich furach. W końcu do historii w rodzaju od pucybuta do milionera zawsze miło się wraca, choćby po to, by przypomnieć sobie, że na tym smutnym szarym świecie od czasu do czasu coś jednak komuś gdzieś się udaje...
"Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć" (ów nietypowy tytuł został wzięty z tekstu umieszczonego na koszulkach sprzedawanych w ramach trasy Metalliki z 1993 roku) ma jednak także inne atuty, które sprawiły, że przemknąłem przez tę książkę gładko, z przyjemnością i szybciej niż nasi bohaterowie pognali w "Damage, Inc". Autorzy postanowili podzielić swoje dzieło na dwie części. Tom pierwszy na ponad trzystu stronach opisuje historię formacji od powstania do roku 1991, czyli do premiery przełomowego "Czarnego Albumu". A biorąc pod uwagę, że w przeciwieństwie do "Sprawiedliwości dla wszystkich" Joela McIvera nie ma tu zbędnej waty w rodzaju na przykład dziesiątków cytatów niewiele wnoszących do tematu wypowiedzi muzyków w żaden sposób nie związanych z Metalliką, Brannigan i Winwood postarali się o naprawdę konkretną dawkę szczegółów, faktów i anegdotek. A to, w połączeniu z ich dobrym stylem prowadzenia narracji i takim samym tłumaczeniem pozwala mi stwierdzić, że "Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć" bez najmniejszego trudu przebijają zdecydowaną większość dotychczasowych publikacji o tym zespole. Nie tylko tych najsłabszych, jak "Ilustrowana historia" Popoffa czy kiepściutkie "Wczesne lata" Danielsa, ale także wspomnianej wyżej książki McIvera. Zdecydowana nadpodaż biografii traktujących o Metallice nie przekłada się bowiem (niestety) na ich jakość, na szczęście jednak "Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć" nie przynoszą zawodu. A przynajmniej nie przyniosły go mnie.
Podoba mi się również, że w przeciwieństwie do Micka Walla, który podpisał się pod skądinąd udanym "Enter Night", autorzy nie ekscytują się osobistą znajomością z muzykami Metalliki, choć przyznają we wstępie, że lecieli prywatnym odrzutowcem zespołu oraz przesiadywali wraz z nim w niejednej garderobie. W kilku momentach przemycają trochę sarkastycznego, brytyjskiego humoru i nie wykazują bałwochwalczego stosunku do bohaterów książki ("Hetfield, Ulrich i Hammett, którzy lubili pozować na wielkich facetów, okazali się małymi ludźmi" - puentują mało przyjemne otrzęsiny, jakie zgotowali Jasonowi Newstedowi).
Brannigan i Winwood zdobywają się również na trzeźwe spojrzenie w momentach, w których wielu innych autorów wciąż powiela pokutujące od lat schematy czy legendy. Takie, jak choćby ta, która przypisuje błyskawiczny rozwój artystyczny Metalliki przede wszystkim geniuszowi Cliffa Burtona, który miał być "cichym, autorytatywnym liderem" kapeli. Opisując przykładowo powstawanie albumu "Master of Puppets" autorzy stwierdzają: "Decyzja Burtona, by tak wcześnie opuścić studio (basista wrócił do Stanów niemal od razu po nagraniu partii swego instrumentu - przyp.), mogła świadczyć o tym, że nie uważał, by jego obecność w Kopenhadze mogła znacząco wpłynąć na kształt i brzmienie "Master of Puppets" (...) Takie podejście można zrozumieć, ale nie u osoby, która uważałaby się za lidera albo byłaby tak traktowana przez innych. Trudno sobie wyobrazić Hetfielda albo Ulricha opuszczającego w ten sposób sesję". Muszę przyznać, że wnioski te brzmią przekonująco i przy okazji delikatnie rewidują rolę do przesady idealizowanego (choćby w "Żyć znaczy umrzeć" McIvera) Cliffa Burtona.
"Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć" to solidna i dobrze napisana książka, która w niezły sposób oddaje rosnący fenomen zespołu. Świat zapewne mógłby się bez niej obejść, ale z drugiej strony z pewnością ma ona większy sens niż niejedno inne wydawnictwo poświęcone Amerykanom. Ciekaw jestem, jak Brannigan i Winwood spiszą się w zapowiadanej na połowę stycznia (na polskie tłumaczenie trzeba będzie oczywiście poczekać dłużej) części drugiej, zatytułowanej "Into the Black: Volume 2". Przed nimi bowiem prawdziwe wyzwanie, w końcu gigantyczny sukces ‘Czarnego Albumu’ tu dopiero zasygnalizowany, był ledwie zwiastunem prawdziwie krętej, niejednokrotnie kontrowersyjnej i naznaczonej upadkami drogi Metalliki. A jednak, to oni są wciąż na szczycie. I to dopiero jest prawdziwy fenomen.
Paul Brannigan, Ian Winwood - Narodziny. Szkoła. Metallica. Śmierć. Tom 1
Wydawnictwo In Rock
Przekład: Robert Filipowski
338 stron + zdjęcia
Szymon Kubicki