Nowa krew w składzie, w postaci byłej już wokalistki The Agonist i ex-gitarzysty Arsis jak widać dała niesamowitego kopa Szwedom z Arch Enemy.
Nie pamiętam, kiedy ostatni raz kontakt z Arch Enemy sprawiał mi taką przyjemność, a jako że Angela Gossow ostatni dobry album w swojej karierze w tym zespole nagrała prawie dekadę temu, zmianę witam z radością! Zresztą, objęcie przez Angelę roli menedżerki i pojawienie się za mikrofonem Alissy wcale mnie nie zdziwiło. Nikt inny nie mógł zająć jej miejsca. Absolutnie nikt.
"Doomsday Machine", bo to album, o którym wspomniałem wcześniej, cechował się niemal stadionową przebojowością. Genialne, potężne i mocno wyeksponowane brzmienie perkusji i perfekcyjna technika pozwoliły po raz wtóry przebić się Arch Enemy do ścisłej czołówki melodyjnego metalu. Nie bez kozery przypominam o tamtym materiale. Jeszcze wtedy całkiem młoda Angela Gossow nadal musiała pokazać fanom zespołu, że jest właściwą osobą na właściwym miejscu. Tak się stało, i dziś sytuacja się powtarza, tyle że grupa startuje niejako na nowo. Restart w postaci nowego gardła wniósł jednak powiew świeżości, której formacji pod wodzą Michaela Amotta od dawna brakowało. Dwa ostatnie krążki w dyskografii Szwedów prezentowały znaczne obniżenie lotów, a niestabilny skład i ciągłe zmiany na stanowisku drugiego gitarzysty niekorzystnie wpływały na przyszłość zespołu. Teraz, kiedy Arch Enemy może pochwalić się jedną z najlepszych wokalistek w całym nowoczesnym metalu i gitarzystą współtworzącym sukces Arsis, "War Eternal" jest dokładnie tym samym co "Doomsday Machine" sprzed niemal dziesięciu lat.
Album składa się z dziesięciu pełnych utworów i dwóch interludiów. Z całego arsenału nowych kompozycji na szczególną uwagę zasługują - oprócz singla - przede wszystkim "No More Regrets", który śmiało można odczytywać jako manifest dokonanych zmian oraz mój absolutny faworyt, hicior i jeden z najbardziej nośnych melo deathmetalowych utworów 2014 roku, utrzymany w średnim tempie, "Stolen Life". Alissa, choć mocno imituje barwę Angeli, "zaciąga" po swojemu, a co najistotniejsze, growluje nie gorzej niż sam Amott, który często wspiera swoje wokalistki na koncertach. Swoją drogą, aż dziwne, że Szwedzi nie wykorzystali pełnego wachlarza możliwości Alissy, aczkolwiek zrzucam to na karb "wstrzelenia się" w stylistykę zespołu w krótkim czasie.
Skoro niebieskowłosa frontwoman we własnej kapeli potrafiła zmieniać barwę nie rzadziej niż Stu Block z Iced Earth to mniemam, że w niedalekiej przyszłości, kiedy będzie miała więcej czasu na oswojenie się z materiałem, a przede wszystkim, kiedy okrzepnie jako wokalistka Arch Enemy, pokaże się nam z jeszcze lepszej strony. Na razie w swojej roli sprawdza się tak dobrze jak Angela i czuję, że obecna pani menadżer zazdrości jej głosu.
"War Eternal" to muzycznie nadal znane i (nie zawsze) lubiane Arch Enemy. Siedzący za perkusją Adrian Erlandsson niezmiennie pozostaje w doskonałej formie, a odpowiadający za część materiału wspomniany już Nick Cordle z Arsis dodaje od siebie - oprócz wkładu w łatwo zapamiętywane riffy - solówki, znacząco różniące się od Amottowskich i jeśli się nie mylę, programowanie klawiszy. Produkcyjnie krążek brzmi po prostu potężnie. Wściekłość, agresja i death metalowy ciężar w przypadku tej formacji jeszcze nigdy nie były tak czytelne. Nie musieli brzmieć jak najcięższy zespół świata. Musieli pozostać Arch Enemy. Udało się
Grzegorz "Chain" Pindor