Po dwudziestu pięciu latach istnienia Gamma Ray nie zwalnia tempa. Jedenasty album studyjny zespołu zatytułowany "Empire of the Undead" to kwintesencja stylu Niemców.
W porównaniu do poprzedniego dużego dzieła zespołu zmianie uległa obsada perkusji. W 2012 roku Dana Zimmermana zastąpił Michael Ehré. Najbardziej uważni fani Gamma Ray z tą roszadą mogli się oswoić na ubiegłorocznej EP-ce zespołu "Master of Confusion". W każdym razie nie o perkusję chodzi na "Empire of the Undead", bo choć Ehré zasygnalizował swoją twórczą obecność w kompozycji "Pale Raider", to pod względem instrumentalnym album został zdominowany przez gitary. Żelazne trio Kai Hansen, Henjo Richter i Dirk Schlächter zaprezentowało na tym krążku szeroką paletę rozmaitych zagrywek. W wyjątkowym przypływie świeżości instrumentalnej zarejestrowano tu bowiem dużo charakterystycznych "marszowych" riffów, sporo wściekłego heavy metalowego szarpania strun, a także bliskiego zespołowi, trochę naiwnego, klimatu balladowego osiągniętego przy częściowym wsparciu akustyków. Całość nie sprawia wrażenia przypadkowej tracklisty. Utwory układają się w logiczną opowieść, tu i ówdzie nawet otoczoną nieczęsto spotkanym u Niemców mrokiem i tajemnicą, na który duży wpływ wywarły klawisze Henjo Richtera i zaproszonego Corvina Bahna.
Pisząc wcześniej o kwintesencji stylu Niemców chodziło mi zarówno o rdzeń twórczości Gamma Ray, tę wybuchową power metalową pompę, jak również o drobiazgi, które z zespołu uczyniły rozpoznawaną w świecie markę. Nie bez przyczyny gitarzystom Gamma Ray przypisuje się talenty speed metalowe, ponieważ pomijając podniosłą otoczkę właściwą dla uprawianego przez nich gatunku, to w kompozycjach tworzących "Empire of the Undead" otrzymaliśmy dużą ilość energicznego i szybkiego grania. Hansen i Richter wymieniali się riffami w taki sposób, jakby znajdowali się na torze wyścigowym. Momentami muzyka po prostu zasuwa, a wrażenie efektownych partii gitarowych zostało dodatkowo spotęgowane przemyślanymi chórkami. Gitarzyści Gammay Ray co rusz popisują się również imponującymi solówkami, akcentując najbardziej porywającą stronę power metalu. W tym klimacie fenomenalnie odnajduje się Dirk Schlächter. Basiście i byłemu gitarzyście w kompozycjach Gamma Ray pozostawia się dużo miejsca, tak jakby Schlächter nigdy nie rozstał się z gitarą rytmiczną w zespole. To również słychać na "Empire of the Undead".
Na krążku nie zabrakło kilku niespodzianek, takich jak choćby obecność Arnolda Schwarzeneggera w kawałku, którego tytuł mówi wszystko - "I Will Return". Poza tym i innymi dziwnymi pomysłami, Niemcy pod względem struktury kompozycji przygotowali spójny materiał. Nie jest pierwszyzną w przypadku tego zespołu tworzenie utworów wielowątkowych, takich jak "Avalon", ale chwilami odnosiłem wrażenie, jakby ten bardzo klimatyczny utwór rozjeżdżał się w swojej wielowątkowej strukturze. Nie wszystkie przejścia gitarowe mi tutaj zagrały, tak jakbym tego od Gamma Ray oczekiwał, ale to zastrzeżenie, które i tak przegrywa z klimatem kompozycji. Wokół "Avalonu" warto też zwrócić uwagę na formę wokalną Kaia Hansena. Nie sądzę, abym pomylił się zbyt wiele, gdy nazwę go jednym z najbardziej wszechstronnych głosów w power metalu. Hansen na "Empire of the Undead" zaprezentował bardzo szeroką skalę: śpiewając, wrzeszcząc, nucąc i zacinając. To prawdziwy popis umiejętności wokalnych Hansena.
Podstawowa tracklista albumu w żadnym razie nie wywołuje niedosytu, ale dobroduszni Niemcy zaproponowali Europejczykom dodatkową kompozycję "Built a World", na czym zresztą Stary Kontynent zyskuje, bo to jeden z lepszych tegorocznych utworów Gamma Ray. Myślę przede wszystkim o fajnych rozmywających się zwrotkach. Ponadto w edycji rozszerzonej albumu znalazły się trzy wersje studio live kawałków z tracklisty "Empire of the Undead", a także DVD z licznymi około sesyjnymi nagraniami zespołu do tegorocznego dzieła, jak i… diabli wiedzą czym jeszcze. Ten dodatkowy krążek został naprawdę rozsądnie wypakowany. Biorę więc szczekaczkę w dłonie i ogłaszam: achtung, achtung, promieniowanie gamma w 2014 roku zbiera metalowe żniwo.
Konrad Sebastian Morawski