Multi-Dimensional Fractal-Sorcery and Super Science
Stało się, kolejne techniczne monstrum ujrzało światło dzienne. Co więcej, "Multi-Dimensional Fractal-Sorcery and Super Science" jest tak dobry, że już po pierwszych seansach z nim zaliczam Gigan do czołówki zespołów prezentujących pokrzywione podejście do death metalu.
Trójca technicznego i niekonwencjonalnego grania już w komplecie. Oprócz Gorguts i Ulcerate, do gry wchodzi Gigan wraz z kosmicznym "Multi-Dimensional Fractal Sorcery and Super Science". Już tytuł mówi sam za siebie.
Trzeci album Amerykanów to totalne wariactwo, prezentujące zupełnie inne podejście do tworzenia aniżeli Gorguts czy Ulcerate, do których Gigan często jest porównywany. Pierwszym charakterystycznym wyróżnikiem jest tempo, w jaki formacja wyrzuca z siebie całe twórcze wyładowanie. Jest to bardzo szybki materiał, miejscami zahaczający o grindcore w stylu Cephalic Carnage ("Electro-Stimulated Hallucinatory Response"). Wcześniej doszło do zmian w składzie kapeli, za perkusją zasiadł Nate Cotton, szaleniec znany ze współpracy z math/grindcore‘owcami z Bedlam Of Cacophony, a co za tym idzie, jego techniczny i zabójczo szybki warsztat przekłada się na najnowszy majstersztyk Amerykanów. O przykłady nietrudno, gdyż wspomniany styl gry opanowuje niemal cały album. Wyraźne piętno niepohamowanych podwójnych uderzeń stopy i grawitacyjnych blast beatowych uderzeń daje się we znaki na przykład w "Influence Through Ritualistic Projection". To niezwykle techniczne podejście do chaotycznego grania, a przy okazji agresywne i wściekłe, niepozostawiające miejsca na kompromisy.
Zmiany nastąpiły także za mikrofonem. Johna Collet zastąpił Eston Browne, nie naruszając pierwotnej aury charakterystycznej dla Gigan. Tak naprawdę, jedynym pierwotnym członkiem i uczestnikiem wszystkich astralnych podróży muzycznych formacji jest gitarzysta Eric Hersemann, którego wariackie rzemiosło na najnowszym albumie sięgnęło zenitu.
Niech pierwsze minuty rozpoczynające album was nie zwiodą, niepozorny początek to jedynie cisza przed burzą. To pokręcona muzyka, wpadającą w ucho, a jednocześnie drażniąca umysł. Riff wielokrotnie pojawiający się "Electro-Stimulated Hallucinatory Response" swoją melodyką i chwytliwością natychmiast zapisuje się w pamięci słuchacza, a "Mother of Toads" męczącymi słuch partiami urywa głowę. Gigan perfekcyjnie zadbał o to, by zachować równowagę między sferą ciężką do przetrawienia, a partiami swobodnych wywodów muzycznych. Mamy tutaj także momenty z klasycznymi rytmami, pozwalającymi na rytmiczne kiwanie głową, co w przypadku produkcji zahaczających nawet o mathcore jest unikatem ("Cosmic Triangular Communications").
Każdy utwór urozmaica niekonwencjonalna wstawka, raz jest to dźwięk spawanego żelaza, czasem mamy wrażenie wsłuchiwania się w dźwięki kosmosu, lub psychodeliczny bełkot człowieka, a w wieńczącym płytę "Electro-Stimulated Hallucinatory Response" pojawia się przyjemna ambientowa partia. To najbardziej niezwykłe zwieńczenie podróży wśród wszystkich najbardziej oczekiwanych albumów niekonwencjonalnego death metalu wydanych w tym roku. Mogę jedynie mieć nadzieję, że ostatni kwartał 2013 roku przyniesie jeszcze jakąś niespodziankę, równie dobrą co "Vermis", "Colored Sands", czy "Multi-Dimensional Fractal Sorcery and Super Science". Warto zapoznać się z tym tryptykiem lecz ostrzegam, po jego przesłuchaniu już nic w waszym życiu nie będzie takie same.
Adam Piętak