Co o Battle Beast można dzisiaj napisać? Chyba tyle, co o każdym obiecującym zespole u progu kariery. Drugi album Finów sprawia wszak wrażenie iż przed Battle Beast tak dużo dobrego, jak i sporo wyzwań.
W składzie szytym na szeroką instrumentalną skalę - dwie gitary, klawisze, perkusja, bas i żeński wokal - ukazał się album będący swoistym manifestem Battle Beast. Manifestem o tym, że po rządzącym się swoimi łaskawymi prawami debiucie następuje z reguły prawdziwy pokaz siły zespołu. Stąd pewnie self-tilted jako definicja drugiego albumu, bo na utrwalenie nazwy kapeli w metalowym dyskursie też trzeba jakoś zapracować. W tej materii Finowie mają o tyle dobry start, iż znaleźli się pod skrzydłami niemieckiego giganta z Donzdorfu, a to we współczesnym metalu przepustka do dużej kariery. Za tym zapleczem kryje się porządne wydawnictwo, choć nie sposób oprzeć się wrażeniu iż tożsamość Battle Beast nie zdążyła się jeszcze w pełni ukształtować.
Czternaście premierowych nagrań wzbudza jednoznaczne skojarzenia z flagowymi okrętami fińskiego power metalu czyli Nightwish i Sonata Arctica. Zresztą są to kapele, przed którymi muzycy Battle Beast zdążyli już koncertować podczas dwóch europejskich tournée. Nie ma w tym nic złego, że młody fiński zespół tak mocno nasiąknął klimatem o wiele bardziej cenionych grup zza miedzy. To naturalny proces w muzyce, w której tylko pionierzy zaczynają od zera. Jednak dopiero teraz słychać na ile przed Battle Beast otwierają się drzwi choćby do pójścia śladem wymienionych gigantów, a na ile muzycy z Helsinek brną w pułapkę przeciętności. Teraz, a właściwie od 2012 roku, gdy Noora Louhimo w sekcji wokalnej zastąpiła o jedenaście lat starszą Nitte Valo. To właśnie w dwudziestoczteroletniej Fince należy upatrywać największy atut Battle Beast. Urocza niewiasta dysponuje znacznie szerszą skalą od nieco starszej koleżanki, więcej też w jej głosie subtelności i wcale nie mniej heavy metalowych zadziorów, którymi operuje Nitte Valo. Jednak przede wszystkim właśnie dzięki nowej wokalistce przed kompozytorami Battle Beast otwierają się nowe możliwości tworzenia aranżacji z naprawdę wielką pompą. To, co niekoniecznie udało się na bardzo heavy metalowym debiucie z 2012 roku, a co na drugim bardzo power metalowym albumie wspaniale można uchwycić, podążając za urozmaiconymi wokalami Noory Louhimo. Zmiana jest odczuwalna in plus.
Trzymając się porównania do "Steel" z Nitte Valo można odnieść wrażenie iż sekcja instrumentalna Battle Beast przy nowej wokalistce o wiele bardziej otworzyła się w kierunku rozmachu zawieszonego na gałęziach improwizacji. Zespołowi brakuje jeszcze doświadczenia w tworzeniu wielowątkowych kompozycji, ale w krótkich utworach umiejętnie łączy przepych właściwy power metalowym formom. Doskonale na tym krążku brzmią dialogi gitarowe pomiędzy Antonem Kabanenem i Juuso Soinio. Rozliczne riffy i solówki sprawiają wrażenie, jakby były tworzone od ręki w wielkim przypływie weny twórczej. Gitary brzmią tu świetnie, tak w konwencji heavy, jak i power. Trochę bowiem na kontrolowanym rozdrożu muzycy Battle Beast zaoferowali z jednej strony utwory o dużej podniosłości, nasączone melodyjnością i elektronicznymi ścinkami spod ręki Janne Björkrotha (…założę się iż nad jego łóżkiem wisi plakat Tuomasa Holopainena), a z drugiej szarpnęli na instrumentach w brudnej heavy metalowej konwencji.
Klasycznego grania jest tutaj dużo. Obszernymi fragmentami można odnaleźć choćby ducha Iron Maiden w utworze "Raven" (perkusja Nicko McBrain '92) albo młodzieńcze zaloty Metalliki w "Fight, Kill, Die" (gitary Hammetta i Hetfielda '83). A żeby do tej mozaiki wielkich inspiracji jeszcze trochę dołożyć, trzeba też wspomnieć o hard rockowych inklinacjach zespołu, gdzieś w okolicach takich utworów jak "Out On The Streets" i "Over The Top" (…ac/dc’owskie chórki!). W każdej odmianie Battle Beast, fenomenalnie odnalazła się Noora Louhimo, której nie zaszkodziły nawet delikatne spadki wokalne w udającym balladę "Black Ninja". O tej pani jeszcze usłyszymy!
Myślę, że usłyszymy też o Battle Beast, bo pomimo iż zespół na razie stał się przede wszystkim nośnikiem standardów wypracowanych przez Nightwish, Sonatę Arctica i heavy metalowe klasyki, to otwierają się przed nim wielkie perspektywy. Instrumentaliści udowodnili tym dziełem, iż grać potrafią, a w dopełnieniu ich możliwości przyszła świetna wokalistka. Teraz trzeba pójść za ciosem. Nagrać coś tak bardzo własnego, co odróżniałoby Battle Beast od innych zespołów. Może już czas na jakąś kilkunastominutową strukturę? A może w kolażu stylów popracować nad brzmieniem operowym? Odpowiedzi poznamy przy trzecim krążku Battle Beast. Na razie jest nieźle.
Konrad Sebastian Morawski