Rok bez nowego wydawnictwa Iron Maiden? Nie, to niemożliwe.
Mówiąc obiektywnie - to już przechodzi ludzkie pojęcie. W ciągu ostatnich pięciu lat otrzymaliśmy cztery albumy koncertowe ("Maiden England '88" jest właśnie tym czwartym), dwie kompilacje i tylko jedną płytę studyjną z nowym materiałem. Chyba nie tylko ja wietrzę w tym zamach na portfele fanów i sztucznie kreowany popyt.
To było obiektywne spojrzenie - subiektywne jest takie, że fani Żelaznej Dziewicy (nie ukrywam, że należę do tego grona) nigdy nie zastanawiają się nad wysupłaniem kolejnych złociszy na nowe albumy. Przedsiębiorstwo Iron Maiden tak sprytnie dobiera materiały, by te specjalnie się nie powtarzały i by skuszenie na ich kupno nie zostało potraktowane jako debilizm, a jedynie za sensowną inwestycję.
Dlaczego więc sięgniemy po "Maiden England '88"? Powodów mamy co najmniej dwa: po pierwsze obecna trasa koncertowa, w ramach której Maideni dotrą do Polski na dwa koncerty na początku lipca, jest odtworzeniem tournee, które Brytyjczycy odbyli 25 lat temu w ramach promocji "Seventh Son Of A Seventh Son". To dwupłytowe wydawnictwo świetnie przygotuje nas na wyprawę do Łodzi i Gdańska.
Druga kwestia to sam materiał - oprócz standardowych hitów (końcówka setu jest tak oklepana - "Run To The Hills", "Iron Maiden", "Hallowed Be Thy Name" czy "The Number Of The Beast"- że mnie osobiście byłoby wstyd kolejny raz serwować ludziom taki zestaw, no ale…) zawiera przede wszystkim mnóstwo piosenek z promowanej płyty: aż sześć. Tylu utworów z "Seventh Son Of A Seventh Son" ze świecą szukać na innych wydawnictwach koncertowych i kompilacyjnych heavymetalowców. Jako zagorzały zwolennik tego albumu - jestem w siódmym niebie.
Dostajemy więc porywające wykonanie "Infinite Dreams", odegrany z dokładnością co do nuty utwór tytułowy czy przebojowy, świetnie przyjęty "Can I Play Whith Madness". Usłyszymy też kilka perełek, rzadko, bądź też nigdy nie pojawiających się na koncertowych albumach Iron Maiden - zagrane trochę od niechcenia "Still Life", a także brzmiące lepiej niż na płycie "Somewhere In Time" "Heaven Can Wait" i "Wasted Years".
Wydawcy postanowili skorzystać z oryginalnego miksu ścieżek zarejestrowanych na koncertach, które odbyły się 27 i 28 listopada 1988 roku w Birmingham - z jednej strony materiał brzmi dzięki temu klimatycznie, oddaje ducha tamtych czasów, ale z drugiej znać tu niedoskonałości dźwiękowe, bas trochę chowa się w tle, zespół miejscami brzmi jak zamknięty w kartonowym pudle. Na nowo złożone zostały jedynie trzy kawałki ("Run To The Hills", "Running Free" i "Sanctuary") i różnicę słychać gołym uchem - to brzmi przejrzyście czysto, po prostu świetnie.
"Maiden England '88" nie jest więc pozycją obowiązkową dla miłośników Iron Maiden, ale oferuje na tyle dużo ciekawostek koncertowych, że warto po nią sięgnąć. Ewentualnie wstrzymać się z decyzją o kupnie do przyszłego roku - czuję po kościach, że po obecnej trasie metalowcy znowu wydadzą jakąś koncertówkę…
Jurek Gibadło