Moonrise
Gatunek: Jazz i fusion
Podobno zdarza mu się brać gitarę basową na plecy, ruszyć w plener, gdzieś w przyrodę, pomiędzy drzewa oraz trawy i właśnie tam podgrywać sobie w świetle księżyca.
Stąd zresztą tytuł debiutanckiego, autorskiego krążka znakomitego basmana i niezgorszego kompozytora jazzowego rodem z Bielska-Białej, znanego z występów w Golec uOrkiestra, Roberta Szewczugi. No i moogowca, bo Szewczuga na „Moonrise” prócz czterostrunówki (choć tu bym sporo przekłamał, bo artysta grywa raczej na basie sześciostrunowym) chętnie sięga, ze świetnym skutkiem, po syntezator Mooga. Trio Szewczugi uzupełnił klawiszowiec Michał Rorat i perkusista Paweł Dobrowolski – dwaj znakomici, młodzi muzycy, którzy tak jak Szewczuga z dużą łatwością odnajdują się w jazzowych klimatach, na tej płycie, wyjątkowo urodziwych kolorystycznie.
Odsłuch „Moonrise” to jak wkroczenie w fantastyczny świat pełen ciepła, kolorujących tła klawiszy, w najlepsze świrujących moogowych solówek, kapitalnie prowadzonych linii basu, najczęściej opowiadających melodią interesujące, a nawet przejmujące historie. Już samo "Intro (Landing)" składa wielką obietnicę, bo prócz dość prostych acz idealnie budujących atmosferę klawiszy i basowej solówki, nagle wyłaniają się skrzypce (gościnnie Krzysztof Maciejowski), które totalnie zmieniają klimat kompozycji na złowrogi, zwichrowany, a nawet lekko psychodeliczny.
"13" to prowadząca utwór basówka i harcujące moogi na podstawie prącej przed siebie perkusji. Na podobnym basowo-moogowym schemacie oparty jest "new-old", natomiast w pościelowym "...." ukoi ładna linia basu. "Apo" to już mistrzowski nowoczesny jazz z mocnymi wpływami fusion, przyozdobiony gitarowymi popisami Apostolisa Anthimosa (swoją drogą na ostatnim solowym krążku Apostolisa "Parallel Worlds" w sekcji zagrał nie kto inny jak właśnie Robert Szewczuga).
Bardzo tanecznie, niemal kubańsko zrobi się przy okazji "Salseson", z kolei w beztroskim "Victoria" pojawi się urodziwa solówka fortepianowa. Sam sobie sterem i okrętem będzie Robert Szewczuga w całkowicie basowym "Bachllada". Niespodzianki zostały na koniec, bo gdy wydawało się, że "Moonrise" to krążek w pełni instrumentalny, pojawia się ciepły i elegancki "The Middle of Nothing" ze śpiewem Jarka Krużołka. Natomiast całość zamknie rewelacyjny, utrzymany w estetyce world music (trochę jak u Petera Gabriela) "Trip + Outro" - afrykańskie klimaty, plemienne rytmy i bardzo jasne brzmienie każą myśleć o kompozycji jako jednym z lepszych fragmentów tej świetnej płyty.
"Moonrise" słucha się przecudnie. To kojąca porcja dźwięków, która przede wszystkim dzięki moogowo-basowym rozmowom ma swoje specyficzne brzmienie. Całość kolorują klawisze Michała Rorata i napędzają instrumenty perkusyjne Pawła Dobrowolskiego. Album ma swój charakter, rozpoznawalny sound, a przede wszystkim jest pełny dobrych melodii prowadzonych basem. Szewczuga pięknie nam zadebiutował. Do tego krążka chce się wracać nieustannie.