Rock Dust, Light Star
Gatunek: Funk, Hip-hop, Reggae
Bez przeszłości nie ma teraźniejszości. Tak zdaje się brzmieć motto formacji Jamiroquai, która po okresie pięcioletniego zawieszenia w przestrzeni kosmicznej, nadrabia stracony czas zestawem dwunastu piosenek, które "gdzieś już kiedyś słyszeliśmy".
Sama okładka mówi o płycie aż nazbyt wiele. Uradowany Jay Kay odwrócony tyłem do wiwatującej publiczności, neonowe światełka na scenie, od lat ta sama UFO-czapa na głowie… Zupełnie jak średnio udana ilustracja do recenzji trasy "Dynamite Tour" z 2005r. Wraz z pierwszymi dźwiękami tytułowego utworu wiemy, że "Rock Dust Light Star" powstało z myślą o łatwym odtworzeniu na koncertach; minimum elektronicznych sztuczek, więcej starego dobrego grania na instrumentach z prawdziwego muzycznego zdarzenia. I w tym tkwi sedno: nową dekadę formacja Jamiroquai rozpoczęła tak, jakby czas dla nich nie istniał. Jest miło, poprawnie i cholernie przewidywalnie.
Disco bit, samochody, melodia wpadająca w ucho? Brzmi znajomo? "Cosmic Girl" chociażby. Dziś pod postacią "White Knuckle Ride". Gitara, ciepły leniwy klimat, tęskny wokal. Znów znajomo? "Seven Days In Sunny June" na przykład. Teraz w formie "Blue Skies". W identyczny sposób można prześwietlić każdy utwór na albumie "Rock Dust Light Star". Tradycyjnie już Jamiro czerpie garściami z muzycznej przeszłości; nie tylko własnej, ale przede wszystkim z tej zacnej soulowo-funkowej, która niegdyś wytyczyła im drogę na muzycznym szlaku. Jay Kay daje się ponieść swej fascynacji latami 70. ubiegłego stulecia raz jeszcze, otwierając kapsułę brzmień instrumentów dętych (dość wspomnieć świetne saksofonowe riffy "Smoke And Mirrors" czy urokliwe trąbki w "Two Completely Different Things"). Chrobotliwą gitarę ("Hurtin’") czy wibrujące reggae ("Hey Floyd") z kolei, jakkolwiek wciąż wpisujące się w inspiracyjną formułę Jamiroquai, należy uznać jednak tylko za dość ciekawe urozmaicenie, ale nic ponad to. Ponownie rzuca się w uszy brak didgeridoo, instrumentu za brzmieniem którego tęsknią wszyscy bez wyjątku fani kapeli.
Nowe piosenki zespołu pod wodzą charyzmatycznego Jasona Kaya, choć mocno przykurzone kosmicznym pyłem przeszłości, mają spore szanse zalśnić gwiazdorskim blaskiem na koncertach. Być może takie było założenie (vide tytuł albumu), być może to tylko recenzencka nadinterpretacja. Którąkolwiek wersję przyjmiemy za obowiązującą, obcowanie z "Rock Dust Light Star" sprowokuje stwierdzenie: "That’s not the funk I want!". Jak na ironię, to tytuł piosenki bonusowej na japońskiej edycji rzeczonej płyty. Tym razem jednak czapki zostają na głowach.
Marcin Recko