Przyznam szczerze, że nigdy nie byłem fanem polskiego reggae. Wiele jednak zmieniło się po przesłuchaniu najnowszego krążka Jafii, który przywraca wiarę w duchową moc "muzyki korzeni".
"Korzeni", bo w brzmieniu Jafii jest coś, co odnosi się w nieszablonowy sposób do natury człowieka, bez względu na jego pochodzenie i podejście do życia. Reggae od zawsze bowiem jednoczyło reprezentantów różnych kultur, jako podstawowe kryterium przyjmując walkę ze złem i niesienie światu dobrej energii. Trudno się z tym nie zgodzić, wszak muzyka zawarta na czwartym albumie naszych bohaterów potrafi poruszyć nawet najskrytsze zakamarki ludzkiej duszy.
Piosenki, które pojawiły się na "Ka Ra Va Nie" łączą w sobie elementy funku, soulu, r&b, jazzu, reggae i gospel. Bogate aranżacje, rozbudowane instrumentarium, produkcja Marcina Pospieszalskiego, obecność chóru wywodzącego się z oryginalnego gospel, goście w postaci Wojciecha Karolaka i Kayah, a przede wszystkim charakterystyczny głos wokalisty, Dawida Portasza, który nie próbuje na siłę udawać Jamajczyka, tworząc tym samym swój własny styl śpiewania - to wszystko elementy czyniące najnowszy longplay zespołu interesującym.
Całość rozpoczyna utwór "The Drift", stanowiący doskonałe wprowadzenie w świat Jafii. "Your Happiness", "Mama", "Rescue Chair" oraz "U siebie" to istny wulkan pozytywnych wibracji, które praktycznie każdego wprawią w ruch. Deklaracja dobroci w "Powstaniu", pełna nadziei "Skrucha" i przepełniona mistyczną radością "Karavana" pozwalają słuchaczowi odpłynąć. Spore wrażenie robią też wzruszające "Sons & Daughters", "W drogę" i "Somehow". Przeciętnie wypada w mojej ocenie "Do celu".
Na ten album warto było czekać. Mam nadzieję, że to dobry początek nowego rozdziału dla Dawida i jego kolegów.
Elvis Strzelecki