Sosnowski

The Hand Luggage Studio

Gatunek: Folk

Pozostałe recenzje wykonawcy Sosnowski
Recenzje
Grzegorz Bryk
2020-01-21
Sosnowski - The Hand Luggage Studio Sosnowski - The Hand Luggage Studio
Nasza ocena:
7 /10

Ta płyta ukazała się pierwotnie pod koniec 2018 roku. Bez wsparcia finansowego wytwórni, bez olbrzymiej machiny promocyjnej. Skromnie i po cichu, gdzieś na obrzeżach głównego nurtu.

Obecne wydanie ma na okładce wybitą niby to pieczątką informację, że to reedycja. Tym razem pod egidą znaczącego jak na polskie warunki wydawcy Mystic Production. I dobrze, bo krążek zasługuje na to, by dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Pokazuje również, że nie trzeba olbrzymich środków finansowych, by wylądować na sklepowych półkach w całej Polsce.

„The Hand Luggage Studio” możemy przetłumaczyć jako przenośne studio, ale studio mieszczące się w bagażu podręcznym. Bart Sosnowski tłumaczył, że do nagrania płyty użył laptopa za 350 zł i pożyczonego od kolegi, taniego mikrofonu Audio-Technica AT2020. Więcej nie potrzebował, bo idea była taka, by granie było brudne i chropowate, tak jak przykurzony jest ochrypły wokal Sosnowskiego. Miało być minimum dodatków - czasem harmonijka, czasem gospelowe chórki (również kobiece) i nabijająca rytm stopa perkusji, banjo oraz tamburyn. I rzeczywiście, wyszło surowe, wcale nie podkręcone brzmienie, które brzmi jednak zadziwiająco profesjonalnie i czysto. Sound w wielu budżetowych produkcjach wypada słabiej, niż na zmajstrowanym w domu „The Hand Luggage Studio”.

Materiał opiera się więc głównie na wokalu z nonszalancką, trochę pijacką manierą Toma Waitsa i wcale nie banalnej gitarze akustycznej, która potrafi poczarować bardziej wymagającymi technicznie zagrywkami. Całość utrzymana jest w duchu country, folku i delikatnie bluesa, czyli estetyk amerykańskich podróżników za pracą i bywalców podrzędnych knajp z wyraźnie chrzczonym piwskiem i wykrzywiającą gębę, tanią whisky. Tak to sobie Sosnowski wymyślił i właśnie tak wystylizował materiał, budując – być może stosując autokreację – swój wizerunek artysty, który wiele widział i teraz chciałby o tym opowiadać. Zresztą w wywiadach przyznaje, że może poza coverem „Run On” wszystkie kawałki mają autobiograficzny charakter.

Bardzo waitsowskie są numer anglojęzyczne: intymne „Where Do We Go” i „Graveyard”, żwawszy choć wciąż okryty papierosowym dymem „Moonshine” czy knajpiano-podróżnicze „What?”, „I Ain’t Going Home” i „Give Me My Money Back”. Z kolei podkręcony harmonijką Sławomira Chojeckiego i rozgadanym wokalem „Stealing, Robbing, Naked, Swimming” wprowadza dużo humoru i gawędziarstwa. Polskojęzyczna część albumu wcale nie ustępuje, dylanowskie country „Głową w dół” ma swoją motorykę i przestrzeń, „Prosta piosenka o przemijaniu” czaruje wokalnym duetem z Justyną Paprotą, a emocjonalne „Gniew” i „Deszcz” to bodaj najbardziej przejmujące fragmenty materiału, ten drugi na dodatek okraszony gościnnym saksofonem barytonowym.

Sosnowski nagrał płytę inną. Czerpiącą z tradycji amerykańskiego grania akustycznego, ale zagraną po swojemu, z bardzo charakterystycznym wokalem i autsajderskim klimatem. W świecie „The Hand Luggage Studio”, choć czasem brak na chleb, to nikt nie wylewa za kołnierz, nie boi się ciężkiej pracy i nieustannych zmian miejsca zamieszkania. To świat twardych facetów, którzy z niejednego pieca chleb jedli i chcieliby o jego smakach pogawędzić.

Powiązane artykuły