Sting

The Last Ship

Gatunek: Folk

Pozostałe recenzje wykonawcy Sting
Recenzje
2013-10-22
Sting - The Last Ship Sting - The Last Ship
Nasza ocena:
7 /10

Sting znowu nie nagrał "normalnego albumu". Nie wiem, jak wam, ale mnie to zupełnie nie przeszkadza.

Słuchacze oczekują od Gordona Sumnera, że ten powróci do muzyki, jaką serwował na krążkach w rodzaju "Nothing Like the Sun" czy "Ten Summoner's Tales" i nie ma w tym nic dziwnego. To wspaniałe albumy, wypełnione ponadczasowymi piosenkami, które poruszą dosłownie każdego, kto ma w sobie choć odrobinę wrażliwości. Ale grzebanie w dźwiękowej przeszłości nigdy nie było ulubionym zajęciem Stinga, dlatego też "The Last Ship" nie jest spełnieniem westchnień fanów.

Z czym mamy do czynienia? Z materiałem, który już wkrótce zadebiutuje w wersji musicalowej na Broadwayu, nawiązującym do dzieciństwa artysty, które spędził w bliskiej odległości morza i stoczni. "The Last Ship" to z jednej strony relacja z powolnego rozkładu tego miejsca, z drugiej - zapis wspomnień Stinga, z obserwacją przemijania i śmierci rodziców na czele. Całość utrzymana jest w przeważającej mierze w klimacie kojarzącym się z portową tawerną, szantami, acz nie brakuje tu odniesień do jazzu - te ostatnie zresztą często goszczą na solowych wydawnictwach Sumnera. Temu materiałowi daleko więc, na pierwszy rzut oka, do wymarzonego przez słuchaczy wcielenia Brytyjczyka, z drugiej strony jest on pełnoprawnym autorskim dziełem, a nie frapującym, ale jednak tylko eksperymentem w postaci choćby albumu "Songs from the Labyrinth", na którym to Sting oddawał cześć średniowiecznym pieśniom i lutni…


"The Last Ship" to zestaw wyciszonych, zamyślonych piosenek, tylko raz na jakiś czas przerywanych bardziej dynamicznym uderzeniem. Każdy utwór prezentuje nam Gordona jako melancholijnego 60-latka, który samotnie przechadza się brzegiem morza w jakiś wietrzny dzień przy dźwiękach delikatnej jazzowej ballady "Practical Arrangement", razem ze starymi znajomymi rozpływa się we wspomnieniach dawnych czasów. Raz umiera z tęsknoty ("The Last Ship" i jego repryza), gdzie indziej z radością wspomina dawne hulanki i gotów jest choć na chwilę wrócić do młodzieńczych szaleństw (celtyckie "What Have We Got?"). Potrafi także w poruszający sposób mówić o miłosnej porażce ("I Love Her But She Loves Someone Else"), a także z pokorą przyjąć to, co los mu przyniósł ("So to Speak").

Jak więc widzicie "The Last Ship" to płyta przepełniona emocjami, do przekazania których Sting używa starannie dobranych środków. A że nie są one takie, jakich większość oczekiwała? To już jest problem większości.

Jurek Gibadło