"Stary człowiek i może. Zaskakiwać" - tak powinna nazywać się najnowszy album Jeffa Becka.
Gdy w moje ręce trafia płyta muzyka, który nowe wydawnictwa wypuszcza średnio raz na 6-7 lat, w głowie rodzi się pytanie: kiedy ostatni raz słyszałem jego album studyjny, który autentycznie podbiłby moje serce? Krótka kwerenda w bibliotece muzycznej Jeffa Becka kieruje moją uwagę na rok 1989 i album "Jeff Beck's Guitar Shop". Później pojawiły się jeszcze dwa krążki godne uwagi - "Who Else!" i "You Had It Coming" - które jednak zupełnie niczym nie zaskoczyły.
Wtem, po latach genialny Brytyjczyk wreszcie znalazł natchnienie, by nagrać album "Loud Hailer", może nie wybitny, ale na pewno wyróżniający się na tle innych dokonań Becka. Tym natchnieniem są dwie sympatyczne panie: Rosie Bones i Carmen Vandenberg. Nie patrzyłem im w metrykę, ale obie, znane z zespołu Bones, z pewnością mogłyby być córkami wirtuoza. W trójkę zaszyli się w studio, by pracować pod okiem producenta Filippo Cimattiego. Efekt? 45 minut "futurystycznego" blues rocka.
Rdzeń kompozycji bliski jest klasycznym dokonaniom Jeffa Becka. Rządzi tu blues oparty na klasycznych akordach. Mocny, wyrazisty, dźwięczny. Na nowy poziom wnosi go podejście do struktury, brzmienia i aranżacji. Bones i Vandenberg to artystki zafascynowane Jackiem Whitem, a szczególnie jego projektem The Dead Wheather. Carmen szarpie za struny jak Jacuś i Dean Fertita razem wzięci, z kolei Rosie ma głos równie zachrypnięty i psychodeliczny, co Alison Mosshart.
Gitary, perkusja i wokal na "Loud Hailer" zostały przepuszczone przez tony efektów, przez co dźwięk brzmi, jakby wysyłany był przez reprezentantów obcej cywilizacji, krążących gdzieś na orbicie okołoziemskiej. Te kosmiczne dźwięki są szczególnie wyraźnie słyszalne w odjechanym "Pull It", w którym Beck wyciska ze swojej gitary siódme poty.
Główny bohater płyty doskonale odnajduje się w nietypowym dla siebie klimacie. Ba, mam wrażenie, że jego sześć strun dawno nie brzmiało tak "ogniście". Czy to solówka w "The Revolution Will Be Televised", czy balladowy temat w "Scared For The Children" (echa country są tu aż nadto wyraźne) - wszystko zagrane jest z pasją i szczerością, jakiej brakowało mi choćby na "Emotion & Comotion", poprzednim albumie Jeffa.
"Loud Hailer" to potwierdzenie, że Beck jest muzykiem niepokornym i że nawet mając 72 lata może nagrać album zaskakujący, znakomity artystycznie. Jestem przekonany, że gdy po jego śmierci (daj mu, Panie, 100 lat!) przyjdzie nam podsumować dokonania gitarzysty, nikt nie przejdzie obok tej płyty obojętnie.
Jurek Gibadło